się wreszcie w sobie i nieruchomieje. Dziwny człowiek, cóż on sobie myśli, mówią wtedy o nim z niechęcią, A on zatopiony w sobie goni za własnem nieszczęściem, tak jakby zbiegał światy całe, goni zaciekle i długo, aż wreszcie kiedyś znajduje swego krzywdziciela i rozprawia się z nim jak rycerz. I wreszcie staje się, że człowiek odzyskuje nanowo pogodę w sercu, jednak zachowuje sobie wiele skrytych wiadomości z tamtych czasów. Trzyma je jak dziwak, często między największemi swojemi skarbami, aby kiedyś za ich pomocą leczyć innych niby znachor, cierpkiemi, zbawiennemi ziołami.
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Gdy chłopiec z dziewczynką zaczęli sobie przypominać swoje niepewności, rozkochane ich serca oświadczyły, że nie chcą słyszeć o tem. I miały słuszność, bo czyliż w dzień słoneczny można sobie wyobrazić niepogodę? Wtedy czułyby się one jak dwa ptaki trzymane w ręce, kiedy świat piękny i jasne słońce wołają je ze wszystkich stron, jako najmilszych towarzyszy. Ale chłopiec był dziwnie uparty. Może przeczuwał, że i on kiedyś będzie znachorem ludzi, a melodje jego zrodzone w sercu, które przecierpi niepewność i gniew staną się cudownemi ziołami dla innych, dość, że teraz, wspominając prosto i wyraźnie to, co dotąd przeszedł, nie myślał o tem, że to samo może stać się zaciężkiem dla ukochanej dziewczynki. A dziewczynka myślała jednocześnie, że chłopiec wie o jej zupełnie innej istocie. Mądrzy ludzie myślą dużo, ale serce ich łatwo prowadzi, szeptało w niej coś, jakby radząc i przypominając, aby nic nie opowiadać chłopcu o tem, czego się kiedykolwiek wstydziła.
A wstydziła się nieraz i ze słów chłopca domyślała się, że on to niekiedy przypuszcza... Niema po co przypominać tak szczegółowo dziecinne sprawy, uspakajała się wtedy. Teraz jestem szczęśliwa i jeżeli wiem, że mogłabym się za tamto wstydzić, to samo to już znaczy, że zacznę być zu-