wydało własnem zmięszaniem. Między sobą a chłopcem dostrzegła coś, jakoby leciutką przeszkodę. On bezwątpienia kocha sztukę, myślała dalej i zamyśliła się ciężko. A tymczasem pierwszy powiew wstrząsał już liśćmi za oknem i woda w jeziorze zaczynała słabo szumieć przy coraz szerszych błyskawicach. Jednocześnie dziewczynka coraz bardziej traciła odwagę. Czuła wyraźnie, jak źle jest ukrywać niektóre myśli... Co to jest sztuka? — zadawała sobie uporczywie jedno pytanie. Chłopiec mówił, że przez nią kocha i niebo, i ziemię, i wszystko to, co go otacza. Czyż ona do tego należy, czy też jest kochana osobno — inaczej? Czy, kiedy myśli o niej, zapomina o niebie, ziemi i o wszystkiem. Jeśliby tak było, — uwierzyłaby mu zupełnie. Inaczej, — czuje, że zaczęłaby mu niedowierzać. Chłopiec kocha wszystko przez sztukę, ona też ma być dla niego wszystkiem, to nie mogło się jej pomieścić w zmęczonej głowie. — Wreszcie rozpłakała się, ale z ciężkiego żalu do chłopca. Nie chciała już słuchać dalekiego głosu skrzypiec, był jej teraz przykrym. Zamknęła kołyszące się od wiatru okno i siedząc z głową opartą na ręce, nie mogła długo się uspokoić. — Teraz już zapóźno prosić chłopca, aby ją wysłuchał, — mówiła jej zrywająca się za oknem burza. I dziewczynka postanowiła sobie, choć zdawało jej się, że jakby nie siebie słucha, zamilczeć przed chłopcem o wielu rzeczach. Gniew i żal pląsały naokoło niej, jak pląsają wieczorem po ścianach długie cienie od zapalonej świecy, a ona postanawiała walczyć z sercem chłopca, w którem wydało się jej, że sztuka zajmuje miejsce należne tylko miłości dla niej.
Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.