Jesienne dnie płyną często jak deszczowa woda, ściekająca z mokrego dachu, a raczej my je często takiemi widzimy. Czasami z pomiędzy chmur błyśnie blady promień słońca, zagra tęczą w kroplach zwisających z liści, przebiegnie ziemię i wraca za obłoki. I wtedy wydaje się ludziom, że jakieś cierpiące serce uśmiechnęło się blado, że zbrużdżone troską schylone czoło, podniosło się w górę i świeci przez chwilę spokojnie jak jesienne słońce. A potem nadbiega wiatr, wstrząsa trawy, trąca odemknięte drzwi i niezaczepione okienice. Nadciąga nowa chmura, troska ziemi odzywa się w głosie wiatru dla tych, którzy ją muszą usłyszeć.
Siewcy dobroci i mądrości, albo ci, którzy się do tego urodzili i kiedyś takiemi będą, wiedzą to dobrze. Ludzie zżęli już złociste ziarno, ale nie dość jeszcze dobrze pamiętają, że wyrosło ono pod okiem słońca. Więc ukrywają je starannie tylko jako pokarm dla ciała, nie wiedząc, że w ten sposób słoneczna praca w ziarnie jest dla nich zupełnie stracona: światło i miłość stały się tylko posiłkiem dla ciała. Wtedy cierpią ci ludzie, którzy myślą o anielskim siewie, cierpią, walcząc z cierpieniem ziemi, zamierającej aż do następnej wiosny...
Od czasu kiedy, chłopiec z dziewczynką byli poraz ostatni w willi, upłynęło wiele dni. Wzburzone jezioro nie-
Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.
XI.