Strona:Aleksander Szczęsny - Pieśń białego domu.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

raz już opowiedziało swoje skargi skalistym brzegom. Nieraz też blady promień słoneczny padał na dalekie góry, pokryte już śniegiem i świetniał na nich wspaniałą czystością.
Przez cały ten czas chłopiec z dziewczynką widywali się często. Nie chodzili już coprawda do willi, gdzie ich wtedy coś boleśnie zdziwiło. Ale mały karzeł nie opuszczał pomimo to dziewczynki, budził ją rano, pomagał jej myśleć, podpowiadał wiele rzeczy, a na widok chłopca krył się gdzieś w kąciku i stamtąd spoglądał na oboje. Trudniej teraz było im ze sobą rozmawiać. Coś im przeszkadzało, spoglądali na siebie z żałością i zdziwieniem, a potem żegnając się, patrzyli jakby mimo siebie na jakieś cienie, co stawały za każdem z nich.
Aż któregoś dnia chłopiec ujrzał przelatujące ptaki. Byli to już ostatni wędrowcy. Przynaglała je późna jesień. Chłopcu zdawało się, że na szarych zmęczonych swoich skrzydłach niosą one pozdrowienie z dalekiego jego kraju. Długo patrzył za niemi wytężonym wzrokiem, aż póki nie znikły daleko nad morzem. A kiedy ich już nie było można dostrzedz, zaczął uczuwać po raz pierwszy z nieznaną dotąd siłą, że istnieje w nim jakaś ogromna niedokończona melodja. Chciał wyśledzić jej początek, kiedy bez wiedzy jeszcze dla niego w nim się poczęła, bo czuł, że zna ją oddawna.
Zagłębiał się więc w siebie, nieruchomiał powoli tak, że pierwsza dziewczynka zauważyła to wyraźnie. Towarzyszący jej karzełek dokładał wszystkich starań, aby ten stan chłopca przedstawić jej z śmiesznej strony. „Nie obawiaj się, to jego serce, które ci się niedługo podda, czyni takie wysiłki“ — podszeptywał jej w chwilach samotności. I dziewczynka walczyła dalej z sercem chłopca i z dnia na dzień zdawało jej się, że w zwyciężonem sercu artysty zapłonie słońce jedynej bezwzględnej ludzkiej miłości.
Tymczasem chłopiec powoli dotarł do źródła swojej melodji. Teraz już zaczął się dowiadywać, że zajmie mu ona całe życie. Tak, najwspanialszą melodją o jakiej mógł zamarzyć, była dla niego pieśń białego domu...