a teraz spójrz jak daje znak i zbiega na dół. To oznacza prędką nawałnicę. Lecz Staś został na miejscu, patrząc jak oddalały się szybko do zagrody kozy i jak stary Błażej, walcząc z wiatrem, schodził z góry.
Przepędzał on już nieraz podobny czas na swojej górze zamkowej, więc i teraz, ukrywszy się pod jednem z drzew, patrzył z zachwytem naokoło. Widząc liście zrywane z drzew i ciskane o ziemię razem z gałęźmi wyobrażał sobie całą grozę bitwy, gdzie, zamiast liści padają kule.
Naraz oślepił go przerażający błysk i ogromna sosna stojąca niedaleko, porażona piorunem, upadła na ziemię. Wicher i burza połączyły się aby zniszczyć ją zupełnie. Leżała teraz na ziemi z połamanemi gałęźmi, a na miejscu gdzie upadła uformował się duży dół z którego sterczały połamane korzenie.
Wtedy chłopiec zaczął się modlić: Wielki i potężny Boże, wszystkie twoje dzieła są sprawiedliwe i dobre. Nieopuszczaj nas w potrzebie i spraw aby ojciec wrócił do nas. Przez słodkie imię syna twojego Jezusa spraw to. Amen.
W tym czasie zadźwięczały dzwony kościelne i burza jakby wysiliwszy się zaczęła ścichać. Obłoki ciemne i groźne przeszły, gdzieniegdzie ukazało się błękitne niebo, i słońce zaczęło błyskać wesoło w kałużach wody.
Przy błyskach pierwszych promieni wyszła Elżbieta z chaty. Wiedziała, że Staś został się na górze, a widząc szkody, jakie wicher w lesie poczynił drżała od niego. Z niepokojem wchodziła na górę, nawołując; czątku nieodzywał się nikt i dopiero niejakim
Strona:Aleksander Szczęsny - Spadkobierca skarbów ojcowskich.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.