prędzej wybrała się do niej, gdyż jest konająca. Pani Corradi poczyniła wszystkie przygotowania, zostawiła córkom pieniędzy na cztery dni, gdyż na tyle czasu wybierała się w drogę, i następnego ranka Marysia i Ania odprowadziły matkę na dworzec kolei. Pociąg ruszył, dziewczynkom nawinęły się łzy pod rzęsami, gdyż pierwszy raz w życiu rozstawały się z matką, — lecz co robić?
Wróciły więc do domu i postanowiły w czasie nieobecności matki porobić w domu porządki, pod czas bowiem zimy mieszkanko nieco się zanieczyściło.
— Wiesz co, Aniu, rzekła Marysia, trzeba wziąć się do roboty. Pomyjemy okna i podłogi, wybielimy ściany, okurzymy wszystko i wytrzepiemy, a jak mama wróci, wszystko będzie inaczej już wyglądało. Wyobrażam sobie, jak mama się ucieszy!
Ania uderzyła z radości w rączki:
— Bardzo dobrze, bardzo dobrze! Ja już dawno myślałam o tem, że trzeba koniecznie zrobić u nas gruntowny porządek. Bierzmy się więc zaraz do roboty.
Jak postanowiły, tak i zrobiły. Pracowały dwa dni całe, bez chwili prawie wypoczynku. Najprzód z jednego pokoju powynosiły wszystkie rzeczy, pobieliły ściany i sufit, jak tylko umiały najlepiej; później pomyły podłogę i okno, a gdy już trochę podeschło, przeniosły wszystko do tego pokoju, a zaczęły odnawiać drugi.
Strona:Aleksander Szczęsny - Spadkobierca skarbów ojcowskich.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.