przed nią kłamałem! O te niéma obawy; znajdzie się i teraz sposób na zaspokojenie babskiéj ciekawości.
— Jutro z rana — rzekł Renzo — raz jeszcze obszerniej o tém wszystkiém pogadamy, aby cały plan należycie ułożyć.
I wyszli z gospody; Tonio zwolna poszedł ku domowi, obmyślając w swéj głowie jakąś niepospolitą historyę, którą miał zaspokoić ciekawość swojéj połowicy, a Renzo co tchu podążył do narzeczonéj, aby ją i Agnieszkę zawiadomić o pomyślnym skutku narady.
Tymczasem Agnieszka wszelkich dokładała starań, aby zwalczyć owę niechęć, którą córka jéj okazywała dla całéj téj sprawy. Łucya na wszystkie dowody matki cicho, lecz stanowczo odpowiadała: albo rzecz ta jest nie dobrą i nie trzeba jjé robić: albo, jest dobrą i dlaczegóż w takim razie ojcu Krzysztofowi nie powiedzieć o niej?
Renzo wszedł z twarzą rozpromienioną, zaraz zdał sprawę z wycieczki do Tonia i zakończył tryumfującym: a co? — wykrzyknikiem, czy téż zapytaniem, które miało wyrażać: widzicie jaki to ze mnie człowiek? czy można było coś lepszego wymyśléć? czyby wam to kiedy przyszło do głowy? i tysiąc innych jeszcze równie pięknych rzeczy.
Łucya zlekka potrząsała główką; lecz matka i narzeczony zaprzątnięci całkowicie owym wielkim planem, który jutro już mieli wykonać, prawie żadnéj na nią nie zwracali uwagi, jak to się zwykle czyni z upartemi dziećmi, gdy już starsi spostrzegą, że na nic się nie zdadzą wszelkie namowy i przekonywania, i że wypadnie następnie użyć gróźb i władzy, aby je zmusić do uczynienia tego, czego się od nich wymaga.
— Dobrze — powiedziała Agnieszka — bardzo dobrze, ale... nie o wszystkiém jednak pomyślałeś.
— Jakto, cóż jeszcze miałoby brakować?
— A Perpetua? zapomniałeś o Perpetui. Że Tonia z bratem wpuści, to pewno; ale was! ciebie i Łucyę razem! zastanów się tylko. O, o! wam do plebanii będzie trudniéj się dostać, niż ulicznikowi do ogrodu z dojrzałemi gruszkami. Pewnie już jéj proboszcz szeroko o tém gadał.
— Więc jakże to będzie? — spytał Renzo trochę zakłopotany.
— A ot jak będzie: ty zapomniałeś, ale ja za to dobrze pamiętałam; pójdę z wami, mam jeden sposób doświadczony, aby ją przywabić; odprowadzę ją na stronę i tak zająć potrafię, że już nic słyszéć, ani nic widziéć nie będzie, a wy tymczasem idźcie śmiało, prosto do proboszcza. Już ja Perpetuę biorę na siebie; wywołam ją... poruszę pewną czułą strunę... słowem, zobaczycie.
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/102
Ta strona została przepisana.