Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/136

Ta strona została przepisana.

przeciąć w samym początku wszystkie plotki i domniemania, i aby sam, ani do żadnych niepotrzebnych gawęd nie należał, ani też takowych chciał słuchać.
A teraz, pożegnawszy wioskę na czas jakiś, wróćmy do głównych osób téj opowieści. Nasi uciekający pośpiesznie i w milczeniu szli przez czas pewien, oglądając się co chwila, aby się upewnić, iż nikt ich nie ściga. Wszyscy czuli silne zmęczenie, spowodowane ową niespodzianą a tak nagłą ucieczką, tudzież przebytemi niepewnościami i trwogą; każdy myślał z boleścią o owych planach, które się tak nie powiodły i o straszném nieokreśloném jeszcze nieszczęściu, które nad ich głową zawisło. Tę boleść i trwogę zwiększał jeszcze ów dzwon, odzywający się ciągle, w którego dźwiękach, choć słabnących w miarę oddalania się od wioski, zdawało im się, iż słyszą jakąś żałobną, ponurą przepowiednię. Wreszcie dźwięki ustały. Nasi uciekający, którzy w tjé chwili znajdowali się na polu zdaleka od wszelkich mieszkań, w zupełnej samotności i ciszy, zwolnili kroku i Agnieszka pierwsza przerwała milczenie, zapytując Renza, jak się powiodła wyprawa, a Menica, jakich-to plądrujących dyabłów widział w jéj mieszkaniu. Renzo w krótkich wyrazach opowiedział to, co zaszło u proboszcza; i wszyscy troje zwrócili się do chłopaka, który powtórzył z większą dokładnością zlecenie ojca Krzysztofa, a następnie zawiadomił ich o wszystkiém, czego doznał, co widział i słyszał w domu Agnieszki, a co w sposób tak oczywisty stwierdzało obawy i rozkaz zakonnika. Słuchacze z tego opowiadania zrozumieli coś więcéj nad to, o czém mógł wiedziéć nawet sam Menieo; dreszcz ich przeszedł od stóp do głowy, wszyscy troje zatrzymali się nagle, spojrzeli po sobie z wyrazem niewymownego przestrachu i każdy z nich, zbliżając się do chłopca, rękę ku niemu wyciągnął, kładąc ją na jego ramionach, lub główce, jakby po to, aby go popieścić i podziękować mu w ten sposób, iż się stał dla nich opiekuńczym aniołem, aby mu wyrazić owo współczucie i litość, które w nich budziło wszystko, co z ich powodu przecierpiał, aby go przeprosić za to, że dla ich ratunku został narażony na tak wielkie niebezpieczeństwo. Teraz wracaj do domu, aby rodzice nie niepokoili się już dłużéj o ciebie — rzekła Agnieszka, a przypominając sobie obietnicę, wyjęła z kieszeni zamiast dwu, cztery pieniążki i, kładąc je chłopakowi do ręki, dodała: — to dla ciebie Menieo; proś Boga, abyśmy się mogli wkrótce zobaczyć, wówczas... — Renzo obdarzył go nowiutką, srebrną lirówką? i zalecił, aby nic nikomu nie mówił o tém, co mu ojciec Krzysztof kazał im powiedziéć; Łucya ucałowała go, żegnając głosem wzruszonym, i chłopak z rozrzewnieniem uścisnąwszy wszystkich, wrócił do wioski. Troje pozostałych w dalszą poszło drogę; kobiety