Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/142

Ta strona została przepisana.

bne były myśli, które, w czasie gdy łódka zbliżała się do prawego brzegu Addy, zajmowały Łucyę, zapewne nie wiele się różniąc od myśli Agnieszki i Renza.


ROZDZIAŁ IX.

Uderzenie łodzi o brzeg wyrwało Łucyę z tej ciężkiéj zadumy, nieznacznie i z pośpiechem łzy otarła, a potem głowę podniosła, jakby się ze snu zbudziła. Renzo pierwszy na brzeg wyskoczył, pomógł wysiąść Agnieszce, a ta już córce rękę podała. Wszyscy troje ze smutkiem podziękowali przewoźnikowi. O! nie ma za co — odpowiedział: — cóżby-to było, gdyby ludzie wzajemnie nie pomagali sobie w potrzebie! — i szybko, z pewnym nawet wstrętem, cofnął rękę w chwili, gdy Renzo chciał w nią wsunąć część owych pieniędzy, które miał przy sobie i które z wieczora zabrał z domu z zamiarem obdarzenia hojnie proboszcza, kiedy już ten, wbrew swojéj woli, ożeni go z Łucyą. Wóz czekał w pobliżu; woźnica przyjaźnie pozdrowił nowo-przybyłych, dopomógł im przy wsiadaniu i zaciął konie, które żwawo z miejsca ruszyły.

Nasz rękopism nie opisuje téj nocnéj podróży, nie wymienia również nazwy owéj miejscowości, do któréj ojciec Krzysztof posłał dwie swoje protegowane, a nawet mówi wyraźnie, że nie chce jéj nazwać. Z dalszego ciągu opowieści okazuje się jasno, dla jakich-to czyni powodów. Przygody, doznane przez Łucyę w téj miejscowości, mają ścisły związek z ciemną intrygą, w jakiéj główną rolę odegrała osoba, należąca do pewnéj rodziny, która, jak się zdaje, posiadała wielkie znaczenie i władzę w czasach, kiedy ta opowieść po raz pierwszy została spisana przez nieznanego autora. Chcąc objaśnić dlaczego, w sprawie, o któréj się wkrótce dowiemy postępowanie téj osoby było tak dziwne, autor rękopismu zmuszony jest opowiedziéć cały przebieg ubiegłego jéj życia i wyprowadzić na scenę rodzinę, która ukazuje się tu w niezbyt pięknem świetle, jak się o tém zresztą przekona każdy, kto będzie miał cierpliwość czytać daléj tę książkę. Wszakże, pomimo iż oględny ów pisarz stara się imię miejscowości tak wielką tajemnicą osłonić, inne źródła posłużą nam do odkrycia prawdy. Pewien dziejopisarz medyolański[1], który zmuszony był uczynić wzmiankę o téj saméj osobie,

  1. Josephi Ripamontii Historiae Patriae. Decadis V. lib. VI. cap. III, pag-358 et seq.