świeckich przejmowała wstrętem i zgrozą; inne, albo zanadto oddane nabożeństwu nie mogły już się czém inném zajmować, albo nie zdawały sobie jasnéj sprawy ze wszystkich tych zabiegów, albo widząc je nawet, nic w nich złego nie upatrywały; lecz były i takie, co wszystko odgadły i milczały tylko dlatego, iż zgóry już mogły przewidziéć, że ich wystąpienie żadnego zbawiennego skutku nie wywrze, a da tylko powód do przykrych zatargów. Niektóre zakonnice, pamiętając o tém, że i one kiedyś w podobny sposób zostały popchnięte do nierozważnego kroku, którego potém w ciągi całego życia żałować musiały, zdjęte litością dla tej niewinnéj ofiary, obsypywały ją pieszczotami; ona jednak nie rozumiała znaczenia owéj pełnéj jakiegoś smutku i żalu czułości i wszystko szło zwykłym torem. Kto wie, czyby ów plan tak mądrze obmyślany nie mógł gładko i pięknie doprowadzić do pożądanego skutku, gdyby nie ta okoliczność, iż Giertrudą nie była jedyną dziewczynką pobierającą wychowanie w klasztorze. Pomiędzy jéj towarzyszkami były i takie, które wiedziały, że po ukończeniu nauk wrócą do domu i wyjdą za mąż, Giertrudą, mając tak wielkie przekonanie o swéj wyższości, mówiła z dumą o tém, że w przyszłości zostanie matką przełożoną, że będzie władczynią klasztoru i wszelkich dokładała starań, aby stać się przedmiotem zawiści dla innych; lecz ze zdziwieniem i niemałą przykrością dostrzedz musiała, że znaczna część jéj towarzyszek nie zdawała się bynajmniéj zazdrościć tak świetnego losu. Gdy przed ich wyobraźnią rysowała wspaniałe, poważne, lecz chłodne i surowe obrazy władzy i powodzenia w klasztorze, one stawiały jéj przed oczy inne żywe, ponętne obrazy weselnych obchodów, uczt, przyjęć galowych, festynów, jak wówczas mówiono, wesołych zebrań, przechadzek w powozach, wycieczek zamiejskich, bogatych, świetnych strojów. Te to obrazy, jak ów wielki kosz świeżo uszczkniętych kwiatów, który ogrodnik tuż przed ulem zgłodniałych pszczół umieścił, sprawiły w jéj główce ruch i zamęt nie-do-opisania. Rodzice i nauczycielki podniosły i rozbudziły wrodzoną próżność Giertrudy po to, aby jéj klasztor miłym uczynić, teraz jednak próżność ta znalazła podnietę w pojęciach daleko bardziej jéj odpowiednich, nic więc dziwnego, iż dziewczynka m:hwyciïa się ich odrazu i z całym zapałem. Dla utrzymania powagi w oczach swych towarzyszek, a jednocześnie dlatego, aby zadosyćuczynić swym nowym pragnieniom, odpowiadała im, że ostatecznie nikt jéj zmusić nie może do zostania mniszką, że na to jéj zgody potrzeba, że i ona, byle tylko chciała, może pójść za mąż, mieszkać w pałacu, stroić się i używać świata, daleko lepiéj nawet, niż one wszystkie, że chce tego i że postąpi tak niezawodnie? Myśl, iż dla wstąpienia do klasztoru konieczném było jéj
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/153
Ta strona została przepisana.