gnięcia była daleko mniejszą, niż ta, której spodziewała się doznać. To, co pomimo woli pochłaniało całą jéj duszę, było przeświadczenie, iż w ciągu tego dnia jednego w sposób przerażający zbliżyła się do klasztoru i owa myśl, że teraz, chcąc się wycofać, potrzebowałaby już daleko większéj odwagi i stanowczości, na które wszakże i pierwéj nie umiała się zdobyć.
Nowa służąca, która teraz towarzyszyła Giertrudzie w jéj pokoju, była-to stara kobieta, niegdyś piastunka młodego księcia, przywiązana doń całą duszą i pokładająca w nim wszystkie swe nadzieje i całą swą chlubę. Wypadki dnia tego cieszyły ją tak dalece, jak gdyby od nich zależało osobiste jéj szczęście, to też Giertrudą udając się na spoczynek musiała zakosztować jeszcze niepospolitéj przyjemności słuchania powinszowań, rad i pochwał staréj kobiety, tudzież opowiadań o tém, jakto niegdyś jéj ciotki i inne dalsze krewne były szczęśliwe z tego, iż sobie stan zakonny obrały, gdyż pochodząc z tak znakomitego rodu zawsze pierwsze miejsce zajmowały w klasztorze, miały w całym kraju rozległe stosunki, i ze swego parlatoryum tak wielki wpływ wywierały na świeckie nawet sprawy, iż najznakomitsze damy w pałacach ani mogły o nim marzyć. Mówiła daléj o licznych gościach, którzy ją będą w klasztorze odwiedzać, o tém, jak kiedyś książę jéj brat przywiezie do niéj młodą swą żonę, która będzie niezawodnie jakąś wielką panią i jaki to zaszczyt spłynie wówczas na klasztor i jak wielką będzie radość w całéj okolicy.. Stara mówiła to wszystko rozbierając Giertrudę, mówiła i potém, kiedy już jéj nowa pani położyła się do łóżka, mówiła jeszcze, kiedy ta już spała. Młodość i znużenie były silniejsze nad wszelkie myśli natrętne. Sen przyszłej zakonnicy był niespokojny, męczący; trapiły ją okropne widziadła, lecz obudziła się wtedy dopiéro, kiedy następnego poranku stara kobieta swym krzykliwym głosem powiedziała jéj, że trzeba się ubierać, aby jechać do Monzy.
— Proszę wstawać, proszę wstawać, moja śliczna pani; już późno; a jeszcze na ubranie się i uczesanie głowy trzeba będzie też niemało czasu poświęcić. Księżna pani już wstała; obudzono ją dzisiaj na cztery godziny wcześniéj niż zazwyczaj. Młody książę już był na dole, już konie kazał zaprzęgać, a teraz czeka w sali. To istna wiewióreczka, taki zwinny i żywy ten kochany panicz: i takim był zawsze od dziecka, ja to mogę powiedziéć, ja, com go na ręku nosiła. Ale, skoro już raz czeka na kogoś, nie trzeba, aby czekał długo, bo choć ma złote serce, zaraz się jednak niecierpliwić zaczyna, zaraz gniewa się i hałasuje biedaczek! Trzeba mu to wybaczyć; takie już jego usposobienie, a zresztą dziś, toby nawet i miał pewne prawo się gniewać, przecież dla siostry musiał wstać
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/166
Ta strona została przepisana.