dewszystkiem matka chrzestna powinna się podobać Giertrudzie, a chociaż ogólny zwyczaj daje rodzicom prawo jej wyboru, wszakże nasza córka ma tyle rozsądku, iż zasługuje najzupełniej, aby dla niéj zrobić ten wyjątek. — I zwracając się do Giertrudy z wyrazem człowieka, który ma jakąś wielką łaskę oznajmić, mówił daléj: — Każda z tych pań, które dziś u nas widziałaś, pod każdym względem godnie odpowiedziéć może obowiązkom matki chrzestnéj dla osoby tak wspaniałego rodu jak nasza córka; sądzę również, iż każda z nich uważałaby sobie za zaszczyt być na takową wybraną, więc sama rozstrzygaj.
Giertrudą czuła, że zrobienie takiego wyboru byłoby nowym dowodem jéj zgody, lecz cóż miała począć? Ojciec przemawiał do niéj tak łaskawie, a zarazem tak uroczyście, że odmowa, choćby nawet wypowiedziana w sposób jak najpokorniejszy mogła być przyjętą za objaw uporu, lekceważenia, a co najmniéj dziecinnego kaprysu. I na to więc się zgodziła wybierając na matkę chrzestną, pewną panią, która jéj się najbardziéj podobała, to jest tę, która nie szczędziła jéj pieszczot, obsypywała ją pochwałami i w całém obejściu się okazywała owę serdeczną troskliwość i tę miłą poufałość, które nieraz w początkach nowéj znajomości starają się naśladować starą, przyjacielską zażyłość. — Wybornie! — zawołał książę, który właśnie życzył sobie i spodziewał się tego. Byłże-to podstęp, czy traf tylko? Tego powiedziéć nie umiem, dość, iż w tym razie stało się coś podobnego do owéj sztuki, którą kuglarz dziwi prostaka a która polega na tém, iż migając mu szybko przed oczami całą talią kart, każę mu jednę z nich zatrzymać w pamięci, a potém ją zgaduje i nie myli się nigdy, co zresztą stąd pochodzi, iż tak zręcznie już owemi kartami migał przed widzem, że ten tylko jednę z nich potrafił jasno spostrzedz. Pani, którą wybrała Giertrudą, tak wyłącznie przez cały wieczór nią tylko była zajęta, tak głęboko w jéj pamięci utkwiła, że byłoby prawie niepodobieństwem, aby jéj myśl mogła się na kimś innym zatrzymać. Wszakże wszystkie te zabiegi pochlebstwa nie były bez celu: owa pani, już oddawna miała widoki na młodego księcia i życzyła sobie, aby z czasem został jéj zięciem: nic więc dziwnego, że sprawy téj rodziny były dla niej tak bliskie, jak sprawy własne, i że Giertrudą obchodziła ją nie mniéj od najbliższych krewnych.
Następnego poranku Giertrudą obudziła się z myślą o mającém się odbyć badaniu; i właśnie zastanawiała się nad tém, czyby owa chwila tak ważna nie mogła posłużyć jéj do zerwania wszystkich dawniejszych zobowiązań, gdy służąca weszła z oznajmieniem, iż książę każę ją prosić do siebie. — Giertrudo — rzekł, skoro tylko Weszła — dotąd postępowanie twoje było godne ciebie, dziś chodzi
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/171
Ta strona została przepisana.