Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/174

Ta strona została przepisana.

— Ale, jakaż jest główna przyczyna, która panią skłania do wstąpienia do klasztoru?
Poczciwy ten człowiek ani mógł nawet przeczuwać, do jak bolesnéj rany się dotknął, a Giertrudą musiała przywołać na pomoc całą siłę swéj woli, aby nie okazać po sobie wrażenia, które te wyzazy na jéj duszę wywarły. — Przyczyna ta — rzekła — chęć służenia Bogu i usunięcia się od niebezpieczeństw i pokus tego świata.
— A czy nie jest-to czasem przelotne zniechęcenie, podrażnienie, miłość własna? jakiś... niech mi pani ten wyraz daruje... jakiś kaprys chwilowy? Zdarza się nieraz, iż zbieg okoliczności, przyczyna sama przez się mało znacząca, może wywrzéć bardzo silne wrażenie; tak, iż gotowiśmy mniemać, że wpływ jéj trwać będzie przez całe życie, a kiedy następnie przyczyna ta ustaje, znika, kiedy naszę duszę owładną nowe pragnienia, wówczas, wówczas...
— Nie, nie — odpowiedziała śpiesznie Giertrudą: — jeden jedyny tylko jest powód mego postanowienia, ten, który wymieniłam przed chwilą.
Wikaryusz dlatego raczéj, aby do ostatka spełnić swoję powinność, niż z przeświadczenia, iż to było potrzebne, jeszcze przez czas pewien pytał ją i badał, lecz Giertrudą postanowiła oszukiwać go do ostatka. Oprócz wstrętu, który jéj sprawiała myśl wyjawienia swéj winy przed tym zacnym, poważnym kapłanem, który nie mógł nawet posądzać jjé o coś podobnego, biedna ofiara czuła wybornie, że choćby i mógł przeszkodzić temu, aby ją nie zamknięto w klasztorze, na tém jednak ograniczała się już cała jego władza. Po jego odejściu musiałaby sama z księciem pozostać. A wszystko to, coby wówczas wycierpiała w tym domu, nie doszłoby nigdy do jego wiadomości, a nawet choćby i doszło, nie na wiele-by się przydało, gdyż pomimo najlepszych chęci tylko litość mógłby czuć dla niéj, owę litość spokojną i umiarkowaną, którą wogóle jakby z łaski obdarzamy tego, kto sam dał powód do prześladowań i sam się do swéj zguby przyczynił. Badacza zmęczyły pierwéj zapytania, niż nieszczęśliwą dziewczynę wynajdywanie coraz nowych kłamstw, tak, iż słysząc te odpowiedzi tak z sobą zgodne, tak wyraźne, tak przekonywające i nie mając najmniejszych powodów do wątpienia o ich szczerości, zmienił wreszcie przedmiot rozmowy, wyraził wielką swą radość z jéj postanowienia, prosił ją o przebaczenie za to, iż jéj się tak długo naprzykrzał, powiedział, iż jego zdaniem ta próba tylko ją mocniéj jeszcze powinna utwierdzić w jéj świątobliwych zamiarach, i odszedł.
W jednej z sal, przez które musiał przechodzić, spotkał księcia,