Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/181

Ta strona została przepisana.

okazywała dla jaśnie wielmożnego pana; pytała ją, czy naprawdę był tak bardzo straszny, i widoczném było, że ów opór wieśniaczki uważałaby stanowczo za nierozsądny i nieusprawiedliwiony, gdyby nie ta okoliczność, iż przeniosła Renza nad don Rodriga. I o narzeczonego również wypytywała się w sposób, który wywoływał rumieniec na twarz Łucyi. W ostatku jednak, spostrzegłszy, że za daleko może być już zaszła, zmieniła przedmiot rozmowy i zaczęła się starać usilnie o to, aby poprawić i nadać inne znaczenie wszystkiemu, co powiedziała dotychczas, pomimo to wszakże nie zdołała zatrzéć w duszy wieśniaczki jakiegoś przykrego zdziwienia, jakiegoś mimowolnego, nieokreślonego przestrachu.
Łueya, zaledwie sam na sam mogła z matką pozostać, zaraz jéj wszystko opowiedziała; lecz Agnieszka, jako osoba doświadczona, uspokoiła jéj trwogę dziecinną, rozwiązała wszelkie wątpliwości i wytłumaczyła całą tajemnicę niezwykłego postępowania pani. — Nie powinnaś się temu dziwić — rzekła — a kiedy poznasz świat tak dobrze, jak ja go znam, to się przekonasz, iż to są rzeczy bardzo zwyczajne. Bo to widzisz, wszyscy panowie, ile tylko ich jest, jedni mniéj, drudzy więcéj, koniecznie muszą mieć bzika. Trzeba im pozwolić gadać, co im się podoba, a my powinniśmy ich słuchać w pokorze, a wówczas zwłaszcza, kiedy wiemy, że nam mogą zaszkodzić lub dopomódz udawać nawet, że najzupełniéj podzielamy ich zdanie, tak, jakby mówili rzeczy naprawdę rozumne. Słyszałaś przecie, jak mię wykrzyczała? Mogłoby się zdawać, że Bóg wie jakie głupstwo powiedziałam. A ja sobie nic z tego nie robię, bo już; oni wszyscy tacy i nie ma na to rady. Lecz, z tém wszystkiém wielkie to dla nas szczęście, że pani zdaje się na ciebie łaskawém okiem spoglądać i że chce nam w téj biedzie dopomódz. Zresztą, moja droga, jeżeli w życiu zdarzy ci się jeszcze kiedyś miéć do czynienia z jaśnie wielmożnemi, to się lepszych nawet rzeczy nasłuchasz. Zobaczysz, zobaczysz!
Chęć wyświadczenia przysługi ojcu gwardyanowi, nadarzająca się sposobność wykazania swéj władzy, myśl o rozgłosie i pochwałach, które to szlachetne postępowanie wywoła w całéj okolicy, osobista sympatya dla Łucyi, zresztą pewna ulga, któréj doznawała w zaopiekowaniu się niewinną istotą, usposobiły Giertrudę do szczerego zajęcia się losem prześladowaéj i jéj matki. Na jéj prośbę i na jéj żądanie został oddany obu kobietom pokoik odźwiernéj przytykający do klasztoru; i od téj chwili zaczęto je uważać, Jakby należące do klasztoru. Matka i córka dziękowały Bogu za że im pozwolił znaleść tak pewny, tak ze wszechmiar zaszczytny przytułek. Na teraz najgorętszém ich życzeniem było, aby nikt się nie dowiedział o ich nowém schronieniu i aby ludzie jak-