Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/193

Ta strona została przepisana.

sercu mam lwią odwagę, szybkości w biegu i zając-by mi pozazdrościł, jestem na pańskie rozkazy.
— O! tak, to lubię. Wszakże samego cię do Monzy nie puszczę. Zabierzesz z sobą dwu najdzielniejszych, choćby Sfregiata i Tiradritta i śmiało w drogę. A pamiętaj, żeś Grizo. Zresztą czegożbyś się tak bardzo miał lękać? Trzech takich zuchów razem! Ciekawym, komu-by przyjść mogła ochota zaczepiać was, lub pytać, co wy za jedni! Sądzę, że i panom siepaczom w Monzy nie tak dalece jeszcze życie obrzydło, aby dla jakichś stu skudów chcieli je na tak wielkie niebezpieczeństwo wystawiać. A zresztą, zresztą czyż to już mnie w tamtéj okolicy nie znają, czy moja liberya i moja służba nic tam nie znaczy!?

Po tym wstępie, którego celem było nieco Griza zawstydzić, don Rodrigo udzielił mu potrzebnych wskazówek i przestróg. Grizo wysłuchał ich uważnie, pożegnał pana i zabrawszy dwu towarzyszy ruszył w drogę. Minę miał wesołą i udawał zucha, jednak w duszy przeklinał srodze i piętna, które nosił na skórze, i Monzę i kobiety i zachcianki jaśnie wielmożnych. Kroczył jak ów wilk, który przyciśnięty głodem, z zapadłemi bokami, z żebrami, wystającemi tak silnie, iż wszystkie dałyby się z łatwością policzyć, opuszcza swe góry, na których nie ma nic oprócz śniegu i ostrożnie zbiega na równiny, zatrzymuje się co chwila z podniesioną łapą, kręci ogonem,

pysk podnosi i wciąga chciwie, wiatr przeniewierczy,

chcąc się przekonać, czy nie przynosi zapachu człowieka lub broni, i uszy ostre nastawia i trwożnie pogląda dokoła, a w jego czerwonych, krwią nabiegłych oczach, błyszczy żądza łupu i strach myśliwych, tych wrogów śmiertelnych. Na wypadek, gdyby ktoś z moich czytelników chciał się dowiedziéć skąd właściwie pochodzi ów urywek wierszy, który przytoczyłem, muszę powiedziéć, że wyczytałem go w pewnéj dziwnéj, pełnéj spraw czartowskich, opowieści o Longobardach i wojnach krzyżowych, opowieści, nie wydanéj dotychczas, lecz mającéj się już wkrótce w druku ukazać, któréj, jak sądzę, przeznaczoném jest wielki rozgłos wywołać. Wiersz ów przytoczyłem dlatego, że mi się bardzo podobał i że uzupełniał moje porównanie, a wyjawiam, skąd go poczerpnąłem najprzód dlatego, aby nie przywłaszczać sobie cudzéj własności, powtóre, aby ten mój postępek nie został mi policzony za fortel, użyty w celu wykazania, że ja i autor owéj opowieści jesteśmy jakby bracia rodzeni, i że mam prawo szperać w jego rękopismach, jakby w moich własnych.
Inną rzeczą, która w téj chwili niezmiernie żywo zajmowała don