Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/204

Ta strona została przepisana.

utrzymać się długo, chciał jednak, aby ktoś inny spełnił wstrętną czynność odwołania go, któż-to dziś zgadnie? to tylko jest pewném, że Antoni Ferrer nie chciał zmienić tego, co raz postanowił. W ostatku dekuryonowie (rada miejska, złożona ze szlachty, która przetrwała aż do dziewięćdziesiątego trzeciego roku zeszłego stulecia) zawiadomili listownie gubernatora o tém, co się dzieje w Medyolanie, prosząc go o ratunek i radę.
Don Gonzales, podówczas całkiem zatopiony w strategice i sztuce wojskowéj, zrobił to, co już niejeden z moich czytelników przewidział na pewno: wyznaczył radę, któréj polecił ustanowienie nowéj ceny na chleb, ceny odpowiadającéj obecnym warunkom, która mogłaby w zupełności zadowolnić tak piekarzy, jako téż i kupujących. Rada zebrała się i, po zamienieniu wielu ukłonów i grzecznych słówek, po wstępnych przemowach, westchnieniach, oznakach wahania się i smutku, po rozważeniu wielu projektów bez podstawy, po wielu naradach i wykrętach, czując, iż chcąc nie chcąc muszą coś postanowić, choć wiedzieli dobrze, w jak niebezpieczną grę się wdają, uradzili i postanowili wreszcie (innego wyjścia nie było) podnieść znacznie owę cenę na chleb. Piekarze odetchnęli swobodniéj, ale naród wściekał się z gniewu.
W przeddzień owego poranku, w którym Renzo przybył do Medyolanu, na ulicach i placach roiły się tłumy ludu, ożywione jedną myślą, opanowane jedném wielkiém uczuciem nienawiści i tłumionego jeszcze gniewu; przyjaciele, znajomi i ludzie, którzy widzieli się po raz pierwszy, bez uprzedniego porozumienia się, bezwiednie prawie zbierali się w kółka, jak krople rosy, rozsiane na jednéj pochyłości. Każda rozmowa wzmagała przeświadczenie o słuszności sprawy i coraz bardziéj jątrzyła tak mówców, jako téż i słuchaczy. Wśród tego tłumu, opanowanego szałem namiętności, byli też i ludzie z krwią zimną, którzy z niemałém zadowoleniem przyglądali się coraz bardziéj wzrastającemu zamętowi, a chcąc zeń skorzystać i, jak-to mówią, w mętnéj wodzie co najwięcéj ryb nałapać, wszelkich dokładali starań, aby jeszcze go zwiększyć i tu i ówdzie rozsiewali zdania i historyjki, które tak gładko umieją układać przebiegli oszuści, a w które tak łatwo i odrazu wierzą wzburzone umysły. Tysiące ludzi udało się na spoczynek z niejasném poczuciem tego, iż trzeba coś przedsiębrać, że coś się niezwykłego dziać będzie. O świcie place i ulice znów pełne były gromadek ludu: dzieci, kobiety, mężczyźni, rzemieślnicy, żebracy, wszyscy razem zbierali się w kółka; tu słychać było przyciszony gwar wielu głosów; tam ktoś jeden przemawiał do zebranych, którzy mu przyklaskiwali, daléj ktoś pytał najbliższego sąsiada o to, o co go również zapytywano przed chwilą, daléj jeszcze, ktoś inny powtarzał okrzyk,