i znowu do stołu powrócił, aby ów papier przed oczami Renza położyć.
— A, otoż i jest! — zawołał nasz góral, niosąc do ust prawą ręką napełnioną przed chwilą szklankę, którą duszkiem wychylił, a lewą wskazując na wyrok: — oto ta święta, piękna karta! Bardzo mi jest miło ją oglądać. Znam dobrze ten herb u góry, wiem, co ma znaczyć ta twarz poganina z tym powrozem na szyi. (Na początku wyroków umieszczano wówczas herby gubernatorów, a w herbie Gonzala Fernandeza z Kordowy znajdował się król maurytański z łańcuchem na gardle). Otóż ta twarz znaczy, rozkazuje, kto może, a słucha, kto chce! Kiedy więc ta twarz potrafi, jak-to przyrzeka, każdemu łotrowi inny równie piękny wyrok, kiedy potrafi, powiadam, wyprawić na galery don... no, już wiem o kim chcę mówić, kiedy oprócz tego dopomoże uczciwemu młodzieńcowi do ożenienia się z uczciwą dziewczyną, z którą chce się ożenić, wówczas, ale dopiéro wówczas, powiem téj twarzy, jak się nazywam, tak, wszystko jéj powiem, a nadto poślę jéj pięknego buziaka. Teraz zaś mogę miéć słuszne powody, dla których nie chcę powiedziéć mego imienia i nazwiska. Piękna rzecz! A gdyby łotr, który ma na swe rozkazy innych łotrów; o! bo gdyby tylko był sami... — tu, zrobił ruch wyrazisty: — gdyby, powiadam, ów łotr chciał się dowiedziéć, gdzie teraz jestem, aby mi znów jakiegoś psikusa wyplatać, ciekawym bardzo, czy ta twarz pogańska mogłaby się ująć za mną? Czyby się choć poruszyła? Mam powiedziéć, kim jestem? A to sobie dobre! Bo, gdybym nawet przybył do Medyolanu po to, aby się wyspowiadać, tobym się spowiadał u ojca kapucyna, a nie u jakiegoś tam właściciela gospody.
Gospodarz milczał, wpatrując się ciągle w twarz przewodnika, z któréj wszakże nic nie mógł wyczytać. Renzo, musimy to wyznać ze smutkiem, znowu całą szklankę wypił i tak mówił daléj: — otóż, mój miły gospodarzu, powiem ci zaraz pewną racyę, która powinna cię uspokoić. Jeżeli wyroki, które mówią dobrze, które mówią na korzyść poczciwych ludzi, tak mało znaczą, tém mniéj zatém muszą znaczyć takie, które nie na korzyść ich mówią. Otóż, zabierz stąd swój kałamarz, papier i prześwietny wyrok, a natomiast przynieś nową butelkę, bo sam pewno widzisz, że ta już pusta. — I uderzając po butelce dwoma zgiętemi palcami prawéj ręki, dodał: — słyszysz, słyszysz, miły gospodarzu, jak brzęczy?
I teraz Renzo zwrócił znowu na siebie uwagę tych, którzy go otaczali, i teraz również przyklasnęli mu jego słuchacze.
— I cóż mam robić? — rzekł gospodarz, patrząc na owego nieznajomego, który jednak nim nie był dla niego.
— E, bo też słusznie mówi — zawołało naraz kilka głosów —
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/236
Ta strona została przepisana.