Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/260

Ta strona została przepisana.

— Bo — myślał sobie — zapisali mnie przecież w tych swoich, przeklętych księgach, licho ich tam wie, w jaki sposób, dość, że wiedzą, jak się nazywam, a znając moje imię i nazwisko, mogą mnie lada chwila porwać jak swego. — Co zaś do szukania schronienia w klasztorze, to wówczas chybaby odważył się na to, gdyby już miał siepaczy tuż, tuż na karku. — Bo lepiéj jest ptaszkowi w gaju, niż w klatce — powiedział sobie i uznał za najlepsze usiłować uciec do Bergamo, gdzie mieszkał ów jego krewniak Bartolo, który, jeżeli sobie przypominacie, kilka razy zapraszał go do siebie. Ale, jak tu drogę znaléść? W tém cała bieda! Znalazłszy się w nieznanéj części prawie całkiem nieznanego sobie miasta, Renzo nie wiedział nawet, w którjé stronie leży Bergamo, a chociażby i dowiedział się o tém, to nie umiałby trafić do owéj bramy, przez którą powinien był wyjść z miasta. Już chciał się zapytać swych zbawców o drogę, gdy naraz, przyszedł mu na myśl wczorajszy fabrykant broni, ten ojciec czworga dziatek, tak usłużny, poczciwy, i odrazu stracił ochotę wyjawienia swych zamiarów przed tak liczném zgromadzeniem, w którém kto wie, czy nie było ptaszków z gatunku Ambrożego Fuselli. Postanowił więc jak najspieszniéj stąd się oddalić, a o drogę zapytać już tam, gdzieby nikt nie mógł wiedziéć ani kim on jest, ani dlaczego stawia swe zapytanie. Bóg wam zapłać, bracia — rzekł więc do swych zbawców dobryście spełnili uczynek — i nie czekając dłużéj wybiegł z tłumu, który szybko ustępował mii z drogi. Skręcił w pierwszy zaułek, potmé w jednę uliczkę, potém w drugą i daléj a daléj pędził tak przez czas pewien sam nie wiedząc dokąd. Kiedy mu się już zdało, że oddalił się dostatecznie, zwolnił kroku dla uniknięcia podejrzeń i zaczął się rozglądać dokoła, szukając jakiéjś twarzy, wzbudzającéj zaufanie, a to w celu uczynienia owego zapytania. Ale tu nowa bieda! Pytanie samo przez się było nieco podejrzane, czasu nie miał do stracenia; bo siepacze ochłonąwszy zaledwie z pierwszego przestrachu, musieli niezawodnie zabrać się do tropienia zbiega, a wieść o jego ucieczce mogła już się rozejść po mieście; toteż biedak musiał odbyć co najmniéj z jakie dziesięć fizyonomicznych studyów, zanim wreszcie znalazł twarz, któréj szukał. Bo, czyż mógł naprzykład zwrócić się ze swém zapytaniem do tego tłuściutkiego człowieczka na krótkich nogach, który, stojąc na progu swego sklepiku, ręce w tył założył, podniósł do góry czerwone, okrągłe oblicze z okazałym podbródkiem, a nie mając nic lepszego do roboty, to się podnosił na palcach, to ciężko opadał na pięty i miał minę tak ciekawego gaduły, że niezawodnie zamiast dać odpowiedź, sam-by zaczął się wypytywać. Albo znowu ten przechodzień, który się teraz zbliżał ku niemu z tym osłupiałym wzrokiem i obwisłą