uciekać, biedź bez odpoczynku, a jednocześnie zachować wszelkie pozory spokojnego człowieka, aby nie ściągnąć podejrzeń; teraz zaś, po wysłuchaniu opowiadania owego gadatliwego kupca, dwa te, tak sprzeczne uczucia, wzrosły w nim jednocześnie do najwyższego stopnia. Więc jego smutna przygoda tak wielkiego nabrała rozgłosu, więc, bądź-co-bądź, postanowiono go schwytać; kto wie, ilu już siepaczy stara się teraz wpaść na jego ślady; jakie rozkazy wydano, może na wszystkie strony rozesłano gońców, aby go szukać po wsiach, miasteczkach, w gospodach, na drogach! I to mu wprawdzie przychodziło na myśl, że ostatecznie, dwu tylko siepaczów go znało, że na czole nie miał przecie wypisanego ani imienia, ani nazwiska, ale także przypomniał sobie pewne historyę, które słyszał kiedyś o zbiegach, pojmanych w skutek dziwnego, nieprzewidzianego zbiegu okoliczności, poznanych po chodzie, po zatrwożonéj minie, po nieśmiałych odpowiedziach i innych błahych, na pozór, wskazówkach; wszystko to teraz przejmowało go strachem. Pomimo, iż w chwili, gdy Gorgonzolę opuszczał, już na Anioł Pański dzwoniono a zmrok, zapadając szybko, zmniejszał stopniowo te jego obawy, wszakże bardzo niechętnie wstąpił na gościniec i to z mocném postanowieniem skręcenia zaraz na pierwszą boczną drożynę, która w jego mniemaniu potrafi go zaprowadzić tam, dokąd było mu tak pilno przybyć. Zrazu spotykał przechodniów, ale ponieważ wszędzie i we wszystkiém upatrywał teraz jakieś niebezpieczeństwo dla siebie, nie mógł więc zdobyć się na odwagę spytania kogokolwiekbądź o drogę. Ten gospodarz powiedział, że to będzie z jakie sześć mil — myślał sobie — a nawet, dajmy na to, że idąc tak manowcami liczba ich wzrośnie do ośmiu, lub dziesięciu, toć przecie te nogi, które już dziś tyle przeszły, potrafią przejść jeszcze i te mil kilka. Wiem na pewno, że nie wracam w stronę Medyolanu, a więc idę ku Addzie. Czy prędzéj, czy późniéj, muszę przecie dojść do niej. Addę słychać zdaleka, a niech tylko jéj szmer do moich uszu doleci, to już nie potrzebuję pytać nikogo o drogę. Jeżeli będzie jaka łódka, to zaraz się na tamten brzeg przeprawię; jeżeli nie, to zaczekam do rana czy na polu, czy na drzewie, jak ptaszek, bo lepiej na drzewie niż w więzieniu.
Wkrótce spostrzegł jakąś ścieżynę na lewo od gościńca, i skręcił na nią. Teraz już, gdyby napotkał jakiego przechodnia, pewnieby go o drogę zapytał, lecz jak na toż nigdzie ducha żywego nie było. Szedł więc na chybił-trafił ową ścieżyną i myślał sobie tymczasem:
— Ja miałbym dokazywać! Ja, doradzać wyrżnięcie wszystkich panów! U mnie cała wiązka listów! Moi towarzysze czekali koło gospody, aby mnie oswobodzić! Oj, wielebym dał za to, że-
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/274
Ta strona została przepisana.