Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/291

Ta strona została przepisana.

ści, słowem owemu obrzydłemu mnichowi, zostanie już wkrótce, jak się spodziewał, odjęta możność szkodzenia mu w jakikolwiekbądź sposób. I otóż niespodzianie zjawia się nowa przeszkoda, która nietylko zmniejsza doniosłość wszystkich tych przyjaznych okoliczności, ale uniemożebnia je niemal zupełnie. Taki klasztor w Monzy, gdyby w nim nawet nie mieszkała księżniczka, byłby w każdym razie orzechem zbyt twardym na zęby don Rodriga; to téż, choć myśli jego krążyły ciągle dokoła tego schronienia, nie potrafił jednakże wynaléść ani drogi, ani sposobu przedarcia się doń, czy-to za pomocą siły czy też podstępu. Mało już brakowało, aby całkiem nie zaniechał swego przedsięwzięcia. Chciał już jechać do Medyolanu i to, nakładając drogi, aby przez tę nieszczęsną Monzę nawet nie przejeżdżać, a po przybyciu do Medyolanu zamierzał zebrać dokoła siebie wszystkich przyjaciół i rzucić się w wir najrozmaitszych rozrywek i uciech, ktoreby mu dopomogły do wyrugowania z pamięci owéj jednéj-jedynéj myśli tkwiącéj w niéj od pewnego czasu i stającej się z każdą chwilą bardziej nieznośną. Ale, ale... przyjaciele... powoli, ostrożnie z temi przyjaciółmi. Zamiast rozrywki, mógł zaznać w ich gronie nowych przykrości, bo Attilio niezawodnie już po całém mieście roztrąbił o tym nieszczęsnym zakładzie i zapewne już potrafił wszystkich zaciekawić. Każdyby go pytał o tę góralkę, trzeba byłoby powiedziéć: — miałem zamiar, usiłowałem, chciałem i... i nie potrafiłem nic zrobić! Powzięło się mocne postanowienie, postanowienie wprawdzie niekoniecznie zbyt rycerskie, ale, czyż można panować nad wszystkiemi swemi zachciankami? chodzi głównie o to, aby je tylko zadawalniać i cóż się potém stało z tém postanowieniem, takiém mocném, takiém niezłomnym? Oto, jakiś mnich podły, podły, bo nawet nie szlachcic, całkiem je w niwecz obrócił! A gdy wreszcie los przychylny sam, bez pomocy niedołęgi, który powziął owo postanowienie, ułatwia mu je, usuwając jednę przeszkodę, a dobry przyjaciel usuwa drugą i to najgłówniejszą w dodatku, ów niedołęga nie umie nawet korzystać teraz z okoliczności i uznaje za najlepsze wszystkiego zaniechać. Czyż nie dość tego, aby już nigdy między porządnemi ludźmi nie śmiéć oczu pokazać, lub być zmuszonym, co chwila, porywać się do szabli? A zresztą, jakże znowu powrócić, albo jak pozostać w tym zameczku, w téj okolicy, gdzie, nie mówiąc już nawet o nieustannych i nieznośnych przypomnieniach zawiedzionych nadziei, musiałby jeszcze dźwigać i brzemię tak hańbiącéj porażki? gdzie wzrosłaby dlań nienawiść ludności, a jednocześnie zachwiało się przeświadczenie o jego potędze i sile? gdzie, wśród najniższych nawet ukłonów, mógłby wyczytać na twarzy każdego hultaja upokarzające; A co? przełknąłeś pigułeczkę? Nie w smak ci poszło? Jakże ja