Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/304

Ta strona została przepisana.

z mnichem rozprawił, byłoby to lekarstwem gorszém od saméj choroby; ileżby to przykrości, ile nieprzewidzianych zawikłań pociągnęło za sobą; cały kraj by się o tém dowiedział! Bądźco-bądź, trzeba temu przeszkodzić i to zaraz, nie tracąc czasu. Rozkazać mu, aby natychmiast swój zameczek opuścił; kto wié, czy usłucha, a zresztą, gdyby nawet i uległ woli stryja, czyżby to nie wyglądało na cofanie się? czyżby każdy nie miał prawa powiedziéć, że ród, tak znakomity, czuje się słabym wobec klasztoru? Groźby, siła zbrojna, prawo, wszystko to nie mogło zastraszyć przeciwnika w habicie, wszystko to żadnéj siły nie miało; duchowieństwo było zupełnie wyjęte z pod władzy świeckiéj, a nie tylko ono samo, lecz także i miejsca przez nie zamieszkałe; o czém zresztą musi wiedziéć każdy, bo i ten nawet, kto oprócz naszéj opowieści nic innego w tym przedmiocie nie czytał. Jedynym więc orężem na takiego przeciwnika mogło być staranie się o jego usunięcie, a któż potrafiłby w tym razie skuteczniéj dopomódz, jeżeli nie ojciec prowincyał, który miał prawo przenosić swoich kapucynów z miejsca na miejsce.
Stryj hrabia i ojciec prowincyał znali się oddawna, wprawdzie rzadko się widywali, lecz przy każdém spotkaniu okazywali sobie wiele przyjaźni i w kwiecistych przemowach zapewniali się wzajemnie o gotowości do usług. Bo, jak to wie każdy, przyjemniéj jest nieraz miéć do czynienia ze zwierzchnikiem, niż z jednym z jego podwładnych, gdyż zwierzchnik odrazu spostrzega sto kombinacyj, sto następstw, sto przeszkód do zwalczenia, sto interesów do ocalenia, sto celów do osiągnięcia i dlatego sto razy jest skłonniejszy do ugody i do ustępstw, niż jego podwładny, który nic innego, oprócz swej osobistéj sprawy, nie widzi, w nic nie wierzy, oprócz swych przekonań, nic nie chce poświęcić, w niczém ustąpić; słowem dba tylko o siebie. Stąd więc przyjazne stosunki obu dostojników.
Namyśliwszy się należycie, stryj hrabia zaprosił pewnego dnia na obiad ojca prowincjała. a także i kilku innych gości, których tu, nie bez celu, zgromadził. Ojciec prowincyał zastał już parę osób, spokrewnionych z gospodarzem, których samo nazwisko za wszelki tytuł starczyło, i które, dzięki swej okazałéj postawie, dzięki wrodzonéj pewności siebie, dzięki owéj sztuce mówienia o rzeczach wyższéj nawet wagi tak, jakby były jakąś błahostką, wywierały na umysły otaczających, może nawet nie starając się o to, jakieś dziwne wrażenie potęgi i władzy. Obok tych zaś dostojników było i kilka figur podrzędniejszych, których do osoby stryja hrabiego i jego rodu wiązał interes, których los w jego ręku spoczywał i które, w skutek tego, od chwili pojawienia się wazy na stole, aż do sprzątnięcia deseru, ciągle tylko jeden powtarzały wyraz: tak;