Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/34

Ta strona została przepisana.

— Nie stulisz ty gęby? Właśnie to pora na podobne brednie, na podobne głupstwa!
— A więc milczę już, milczę; ksiądz proboszcz sam dzisiejszej nocy nad tém wszystkiém pomyśli, sam jakiś sposób wynajdzie; ale tymczasem nie trzeba brać tego tak bardzo do serca, nie trzeba przedewszystkiém psuć sobie zdrowia; ot, należałoby raczéj zjeść choć kawałek...
— Ja nad tém pomyślę, ja sposób wynajdę, z wielkiém rozdrażnieniem mruczał don Abbondio — pewno że ja, nie kto inny. I wstając z fotelu dodał: — Jeść nie chcę, nie będę; co innego mam do roboty. Pomyśleć, wynaleść, wiem dobrze, że to do mnie należy, tylko do mnie. I trzebaż było, aby takie nieszczęście, mnie właśnie, mnie, a nie kogo innego spotkało!
— Niechże ksiądz proboszcz, przynajmniéj jeszcze choć tę kropelkę wina wypije — powiedziała Perpetua, napełniając szklankę. — Przecież to mu zawsze służy na zdrowie.
— E, daj mi tam pokój! daj pokój! nie tego mi trzeba!
Wziął świecę ze stołu i mrucząc ciągle pod nosem: bagatela! Musiało to się właśnie przytrafić takiemu biedakowi, jak ja! Miła rzecz, nie ma co mówić! A co będzie jutro? Skierował się ku sypialnemu pokojowi. Doszedłszy do progu, zatrzymał się na chwilę, obejrzał się na Perpetuę i przykładając palec do ust, rzekł uroczystym głosem: Tylko na miłość boską!


ROZDZIAŁ II.

Powiadają, iż książę Kondeusz, w nocy poprzedzająéj bitwę pod Rocroi, spal bardzo spokojnie; lecz, po pierwsze był niezmiernie zmęczony, a po drugie wydał już zwieczora wszelkie rozkazy i wiedział dobrze, co ma robić nazajutrz. Don Abbondio przeciwnie, nie wiedział i czuł tylko, że dzień jutrzejszy będzie dniem bitwy; z tego więc powodu znaczną część nocy przepędził na rozmyślaniu męczącém. Nie dbać o ostrzeżenie, ani téż o pogróżki tych łotrów, połączyć ślubem kochanków, było dla niego rzeczą tak okropną, iż nie chciał nawet zastanawiać się nad nią. Wtajemniczyć Renza w całą tę sprawę, wynaleść razem jakiś sposób... Broń Boże! „Nikomu ani słówka... gdyż...“ chm chm! powiedział przecie jeden z brawów, a na samo wspomnienie tego chm! które mu na raz zadźwięczało w uszach, don Abbondio, nie tylko nie odważył się już