Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/40

Ta strona została przepisana.

Perpetuę, idącą przed nim i zmierzającą właśnie do warzywnego ogródka, który się nieopodal od domu proboszcza znajdował. Zawołał ją po imieniu, w chwili, gdy odmykała furtkę; przyśpieszył kroku, dopędził ją, zatrzymał na progu, i w zamiarze dowiedzenia się czegoś bardziej stanowczego, niż od don Abbondia, rozpoczął z nią następującą rozmowę:
— Dzień dobry pannie Perpetui, miałem nadzieję, że dziś wszyscy razem wesoło bawić się będziemy.
— Cóż, kiedy Pan Bóg widocznie inaczej się rozporządził, mój biedny Renzo.
— Niech mi panna Perpetua jednę łaskę wyświadczy; oto nasz szanowny proboszcz wiele mi takich rzeczy nagadał, których żadną miarą zrozumiéć nie mogę: możeby pani potrafiła mi wytłomaczyć, dlaczego nie chce, czy téż nie może dać nam ślubu?
— A cóż chcesz żebym wiedziała o tajemnicach mego pana?
— Mówiłem przecież, że musi być w tém jakaś tajemnica — pomyślał Renzo i w celu jej wykrycia rzekł słodkim głosem: — Moja złota panno Perpetuo, wszak jesteśmy przyjaciółmi, nieprawdaż? powiedz mi proszę wszystko, co wiesz o téj sprawie, dopomóż strapionemu biedakowi.
— Brzydka to rzecz urodzić się biedakiem, kochany mój Renzo.
— To prawda — odrzekł młodzieniec, nabierając coraz silniejszéj wiary w swoje domysły; a usiłując zbliżyć się do ucha, dodał po chwili: — to prawda, ale czyż to do księży należy biedaków krzywdzić?
— Słuchaj Renzo, ja nie mogę powiedziéć, bo... bo nic nie wiem; jedno tylko wiem, to to, iż proboszcz nie chciałby skrzywdzić ani ciebie, ani nikogo, i że nie jego w tém wina.
— Więc czyjaż-by być mogła? — spytał Renzo, niby od niechcenia, choć mu serce uderzyło w piersi gwałtownie.
— Skoro ci powiadam, że nic o tém nie wiem... W obronie mego pana mogę mówić, to prawda, ciężko mi słuchać, jak go posądzają o chęć skrzywdzenia biedaka. Taki godny człowiek! jeżeli grzeszy, to przez zbytek dobroci. Są przecież na świecie łotry, ciemięzcy, ludzie bezbożni...
— Ciemięzcy! łotry! — pomyślał Renzo — to wcale co innego, niż jakieś tam formalności. — Panno Perpetuo, — rzekł, ukrywając z trudnością co chwila wzrastające wzruszenie — powiedz mi, powiedz, kto to taki.
— A, chciałbyś mię za język wyciągnąć, ale ja nie mogę powiedziéć, bo... nic nie wiem: a skoro nic nie wiem, to tak, jakbym milczeć przysięgła. Choćbyś mnie wziął na męki i wówczas-bym nawet milczała. Bywaj zdrów, gdyż oboje tylko niepotrzebnie czas