gotowe. Tymczasem, kiedym z rana przyszedł do proboszcza, ten mi objawił, że ślubu dać nie może, że zaszły pewne przeszkody... Słowem, nie chcąc nudzić szanownego doktora, powiem krótko, żem go zmusił do wyjawienia mi całéj prawdy, a miałem przecież prawo to uczynić, i że mi się przyznał, iż mu zabroniono, pod groźbą utraty życia nas ślubem połączyć. Ten don Rodrigo, ten ciemięzca, ten...
— A toż co? — przerwał mu w téj chwili doktor, ściągając brwi, marszcząc swój nos wiśniowy i wykręcając usta. A toż co ma znaczyć? Jakież to mi głupstwa będziesz tu gadał? Czy to miejsce na takie brednie? W domu możesz mówić o podobnych rzeczach, między takiemiż, jak ty, ludźmi, którzy nie umieją w słowach miary zachować, ale nie tu, nie przed porządnym człowiekiem. Idź sobie, idź, sam nie wiesz, co pleciesz, ja tam nie chcę się wdawać z błaznami, nie chcę słuchać, jak ktoś gada takie rzeczy, takie głupstwa!
— Ale przysięgam...
— Mówię: idź sobie, na nic się nie zdadzą twoje przysięgi, cóż chcesz, żebym z niemi zrobił? Ja się tam do niczego nie wtrącam, ja od wszystkiego ręce umywam. (I pocierał ręce, jakby je naprawdę umywał.) Naucz się pierwéj mówić po ludzku; bo porządnego człowieka nie wolno tak podchodzić znienacka, nie wolno takich figlów mu płatać!
— Ale, niech tylko pan doktór posłucha, — powtarzał Renzo, — niech pan doktór pozwoli... — Lecz doktór nic słuchać nie chciał, krzyczał coraz głośniéj i oburącz Renza do drzwi popychał; a gdy już w tak miły sposób biedaka aż do progu odprowadził, otworzył drzwi z hałasem, zawołał na sługę i rzekł: — Proszę mi zaraz oddać temu człowiekowi wszystko, co przyniósł: ja nie nie chcę, nic nie przyjmę od niego.
Od czasu, jak była na służbie u doktora, kobieta ta nigdy jeszcze nie wypełniała podobnego rozkazu, lecz dziś glos pana był tak stanowczy, iż nie mogła nie usłuchać odrazu. Wzięła cztery nieszczęśliwe ofiary i oddała je Renzowi, patrząc nań z jakąś pogardliwą litością, jakby chciała powiedziéć: musiałeś coś już bardzo przeskrobać, biedaku! Renzo robił jeszcze pewne ceregiele, nie chcąc brać napowrót przyniesionych kapłonów, lecz nic nie pomogło, doktór był niewzruszony, tak, iż w końcu nasz chłopak zdziwiony i rozdrażniony do najwyższego stopnia musiał zabrać swój dar wzgardzony i wracać do domu, aby zawiadomić czekające nań kobiety o pięknym skutku swéj wyprawy.
Tymczasem, po wyjściu Renza, obie kobiety przebrały się w suknie codzienne i Łucya płacząc ciągle, a Agnieszka wzdycha-
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/56
Ta strona została przepisana.