Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/84

Ta strona została przepisana.

rzecz, gdyby mu jeszcze trzeba było mówić: oto widzisz te kije, tak jak się mówi do porządnego człowieka: dobywaj miecza. — A pan, szanowny doktorze, zamiast uśmiechać się i pokazywać mi oczyma tylko, że ze mną się zgadzasz, lepiéj-byś zrobił, gdybyś swoim, tak wprawnym w gadaniu językiem, dopomógł mi do przekonania pana sędziego.
— Ja... — odrzekł zmieszany doktór — ja słucham tylko z zachwytem téj uczonéj dysputy i cieszę się z całego serca, że mi losy łaskawe pozwoliły być świadkiem walki szlachetnéj, która się tu toczy pomiędzy dwu tak niepospolitemi umysłami. A zresztą mnie nie przystoi wypowiadać zdania w téj sprawie: nasz czcigodny gospodarz już sędzię wyznaczył, oto wielebny ojciec miał...
— Prawda — rzekł don Rodrigo — ale jakże chcecie, aby sędzia głos zabrał, kiedy ci, których ma sądzić, krzyczą tak okropnie.
— Już milczę — powiedział hrabia Attilio. — Sędzia usta zacisnął i podniósł rękę, wyrażając przez to, iż się poddaje woli gospodarza i że będzie cierpliwy.
— No, chwała Bogu! A teraz, ojcze, na ciebie koléj — rzekł don Rodrigo z jakąś żartobliwą powagą.
— Żałuję mocno, iż nie mogę spełnić życzenia szanownych panów, ale powiedziałem już, że się nie znam na podobnych rzeczach — odpowiedział zakonnik, oddając puhar służącemu.
— To nic nie znaczy — zawołali jednocześnie obaj krewniacy — nic nie pomoże, czekamy wyroku.
— A więc, skoro panowie życzą sobie tego koniecznie — odrzekł zakonnik — to powiem, iż mojém zdaniem byłoby najlepiéj, aby nie istnieli ani wyzywający, ani posłowie, ani kije.
Obecni ze zdumieniem spojrzeli po sobie.
— Oho, to mi zdanie! — zawołał hrabia Attilio — bardzo przepraszam ojca dobrodzieja, ale żeby palnąć coś podobnego, trzeba chyba zupełnie, ale to zupełnie, nie znać świata.
— On nie zna świata! — rzekł don Rodrigo — co się tobie zdaje, kochany kuzynie. Zna go lepiéj, niż my nawet: wszak prawda, ojcze Krzysztofie? Opowiedz, opowiedz nam, jak to tam było z tą słynną awanturą.
Zamiast odpowiedziéć na tak przyjemne zapytanie, ojciec Krzysztof w duchu tylko sobie samemu te powiedział wyrazy: — to dla ciebie, ale pamiętaj, że nie dla siebie tu jesteś, i że wszystko, co ciebie osobiście dotyka, nie należy do rzeczy.
— Być może — rzekł hrabia — być może, ale ojciec... ojciec... jakże się nazywa?
— Ojciec Krzysztof — odpowiedziało kilka głosów razem.