Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/87

Ta strona została przepisana.

się głowa na święcie nie zrówna. Nasz książę-hrabia, moi mili panowie — prawił daléj sędzia, ożywiając się coraz bardziéj i dziwiąc się tylko w duchu, iż dotąd łódź jego krasomówstwa na żadną podwodną nie trafia skalę: — nasz książę-hrabia, mówiąc z całém uszanowaniem, przynależném jego osobie, jest-to lis szczwany, który potrafi zmylić każdą pogoń; kiedy zmierza w prawo, znak najpewniejszy, iż umknie na lewo; i nikt nigdy nie może się pochwalić tém, iż jego plany przeniknął; a ci nawet, którym powierza ich wykonanie, ci którzy piszą jego wyroki i rozporządzenia, nic a nic nie wiedzą i nie mogą wiedziéć, dlaczego kazano im działać tak, a nie inaczéj. A wszystko to, co mówię, ma swoje podstawy, bo nasz szanowny kasztelan, jak-to już powiedziałem, raczy mnie swą łaską zaszczycać i nieraz rozmawia ze mną o rzeczach wielkiéj wagi. Tak, moi panowie. Nasz książę-hrabia zatém, choć nikt nie może powiedziéć, co on myśli, wié jednak doskonale, co myślą na wszystkich dworach Europy, i widzi, co się tam święci, a wszyscy owi niby politycy (jest ich dosyć, co prawda) zaledwie zdołają jakiś plan ułożyć, aż on w swéj mądréj głowie już go odgadł, już w niwecz obrócił. Ma on swoje drogi, ma nici niewidzialne, które mu służą do wiedzenia o wszystkiém. To biedaczysko kardynał Richelieu, szuka, szpera, dochodzi, mozoli się, poci: i cóż z tego? oto, kiedy mu się udało jakąś minę podłożyć, zaraz spostrzega z gniewem, że książę-hrabia już tam przeciwminę umieścił i...
Bóg-to raczy wiedziéć, jak długo jeszcze mogłaby trwać ta polityczna przemowa pana sędziego, gdyby don Rodrigo, który dostrzegał na twarzy kuzyna coraz groźniejsze objawy niecierpliwości, nie przerwał mu jéj niespodzianie, zwracając się do służącego i każąc przynieść pewną buteleczkę z piwnicy. Gdy przyniesiono butelkę, gospodarz przemówił uroczyście: — Szanowny sędzio i szanowni panowie! Toast na cześć księcia-hrabiego; a — wino, którém jego zdrowie spełnimy, niezawodnie okaże się godne tak wzniosłego toastu.
Sędzia, pełnym wdzięczności ukłonem odpowiedział na wniosek gospodarza; trzeba wiedziéć bowiem, iż wszelkie oznaki szacunku i uwielbienia dla księcia-hrabiego przyjmował tak, jakby się stosowały do jego własnéj osoby.
— Niech żyje don Gaspar Guzman, książę Olivares, hrabia San Lucar, ulubieniec wielkiego króla Filipa, naszego najmiłościwszego pana! — zawołał, podnosząc w górę puhar.
— Niech żyje! — powtórzyli wszyscy.
— Wina dla ojca Krzysztofa — powiedział don Rodrigo.
— Przepraszam najmocniéj, i tak już piłem za wiele — odrzekł zaknnik.
— Jakto! — zawołał gospodarz — ojciec Krzysztof nie chce