Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 01.djvu/88

Ta strona została przepisana.

pić za zdrowie księcia Olivares? Miałożby to znaczyć, że jest za Nawarryjczykami?
Nawarryjczykowie był-to obelżywy przydomek nadawany Francuzom, od książąt Nawarry, których Henryk IV na tron Francyi wprowadził.
Po takiém przemówieniu niepodobna było nie pić; ojciec Krzysztof przyjął ofiarowany mu puhar. Wszyscy zaczęli unosić się nad winem, nie brakło pochwał i wykrzykników; tylko doktór zachowywał głębokie milczenie, lecz ruch jego głowy, pochylonéj nad winem, podniesione oczy i zaciśnięte usta jaśniéj, niż wszelkie wyrazy, świadczyły o tém, co musiał uczuwać w téj chwili.
— A co, doktorze, niezłe winko? — spytał don Rodrigo.
Podnosząc swój nos, zwieszony dotychczas nad kieliszkiem, a jeszcze bardziéj purpurowy i błyszczący, niż ów nektar, który wciągał w siebie tak chciwie, doktor głosem pełnym namaszczenia dał następną odpowiedź:
— Mówię, twierdzę i utrzymuję, że to jest prawdziwy Olivares wszystkich win pod słońcem: censui, et in cam ivi sententiam, że podobnego nektaru napróżnobyśmy szukali we wszystkich dwudziestu dwu królestwach naszego najjaśniejszego pana, którego Bóg w swéj łasce niech nam przez najdłuższe lata zachowa; objawiam i dowodzę, że uczty jaśnie wielmożnego don Rodriga u którego stołu mamy szczęście zasiadać w téj chwili, są świetniejsze nad wszelkie bankiety Heliogabala; i że głód i bieda na zawsze są wygnane z tych progów gościnnych, w których rządy sprawuje wspaniałość i świetność.
— Dobrze powiedziano! Dobrze określono! — zawołali wszyscy; lecz ów wyraz głód, który tak przypadkowo wymknął się doktorowi, odrazu zwrócił wszystkie umysły do tego smutnego przedmiotu; i całe towarzystwo zaczęło mówić o głodzie. Teraz, choć już nie było powodu do sprzeczki i wszyscy się w zasadzie przynajmniéj na jedno i toż samo zgadzali, wrzawa stała się wszakże taką, iż o wiele jeszcze przeszła hałas uprzedni, z powodu kłótni powstały. Wszyscy razem mówili. — Nie ma głodu — krzyczał jeden z gości: — to tylko handlarze całe zboże skupują...
— I piekarze — wołał inny — to oni chowają zboże. Powiesić ich trzeba.
— Tak, powiesić tych łotrów, bez żadnego miłosierdzia.
— Piękna rzecz! — wołał sędzia.
— A piękna, jedyna — głośniéj jeszcze krzyczał hrabia — trzeba doraźną sprawiedliwość wymierzyć. Wybrać trzech, czterech, pięciu, sześciu takich hultajów, i tych mianowicie, którzy,