domu w nocy, zdradziecko, że mnie zaskoczyły znienacka w zamiarze wzięcia ślubu, który jest zabroniony przepisami!..
— Powiedziały mi o tém, mój synu, lecz to mnie zasmuca, to mnie przeraża, że pragniesz jeszcze się usprawiedliwiać, że chcesz uniewinnić siebie, obwiniając innych, że na swe uniewinnienie obielasz to, co właśnie część twojéj winy stanowi. Bo i któż doprowadził tych ludzi, nie powiem do konieczności, ale do pokusy postąpienia tak, jak postąpili? Czyżby szukali téj nieprawéj drogi, gdyby droga prawa nie została przed niemi zamkniętą? Czyżby pomyśleli o najściu zdradzieckiém na swego pasterza, gdyby ten pasterz przytulił ich w swoje ramiona, wsparł pomocą i radą, o zaskoczeniu go znienacka, gdyby się nie ukrywał? I za to ich obwiniasz? i to oburza, że te dwie biedne kobiety po tylu nieszczęściach, o! co mówię? dotychczas pogrążone w nieszczęściu, szukając ulgi dla siebie, wynurzyły się przed swoim i twoim pasterzem? Skargi i płacz uciśnionych są nienawistne światu, ale czyż i dla nas mają być takiemi? I jakążbyś korzyść osiągnął, mój synu, z ich milczenia? czy lepiéj byłoby, gdyby ich sprawa poszła prosto przed sąd Najwyższego? Nie jest-że to dla ciebie nowym powodem (a tyle już ich masz!) do ukochania tych nieszczęśliwych, które dały ci sposobność usłyszenia słowa prawdy od twego biskupa, że dały ci możność poznania lepiéj i spłacenia choć w części tego wielkiego długu, któryś względem nich zaciągnął? Ach! gdyby cię obraziły, dręczyły, prześladowały, powiedziałbym ci tylko (i czy potrzebowałam nawet to mówić?): synu mój, kochaj je właśnie dlatego. Teraz zaś powiem ci: kochaj je, bo wiele wycierpiały, bo cierpią, bo są twemi owieczkami, bo są słabe, bezbronne, bo potrzebujesz przebaczenia; a pomyśl tylko, jak bardzo do uzyskania tego przebaczeni może się przyczynić ich modlitwa.
Don Abbondio milczał, lecz nie było-to już owo milczenie, pełne przymusu i niecierpliwości: milczał teraz jak człowiek, który ma więcéj do myślenia niż do powiedzenia. Słowa, które słyszał, były wynikiem niespodzianym, zastosowaniem nowém nauki, która jednak oddawna była mu znaną, lecz której umysł jego nigdy nie zgłębiał. Cierpienia bliźnich, nad któremi nie miał dotąd czasu zastanawiać się, gdyż go zaprzątały wieczne obawy o swoję własną osobę, teraz uczyniły na nim jakieś nowe i silne wrażenie. A choć nie mógł czuć całéj téj skruchy, którą kardynał mową swą chciał w nim wzbudzić (bo strach nie opuścił go ani na chwilę, gdy pełnił obowiązki obrońcy), jednak czuł ją chociaż do pewnego stopnia; ogarnęło go niezadowolenie z siebie samego, wielka litość dla innych, jakiś wstyd i jakieś rozrzewnienie. Był on, jeżeli może ujść takie porównanie, jak ów wilgotny i spłaszczony knot świecy, którą zbliżono do pło-
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/102
Ta strona została przepisana.