Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/111

Ta strona została przepisana.

tylko z początku zdawało mu się, że chłopak musi być nieco przygłuchy, bo kiedy na niego wołano: Antonio! — najczęściéj nic nie odpowiadał.
Wkrótce potém do kapitana sprawiedliwości w Bergamo nadszedł z Wenecyi rozkaz, w tonie zresztą bardzo spokojnym, aby się dowiedział i dał znać o tém, czy w obrębie jego juryzdykcyi, a zwłaszcza w téj a téj miejscowości znajduje się ten a ten człowiek. Kapitan zarządziwszy poszukiwania w taki sposób, w jaki zrozumiał, że chciano, aby je zarządził, posłał odpowiedź przeczącą. Odpowiedź ta została odesłaną do posła w Medyolanie, a poseł ze swéj strony odesłał ją do Gonzala Fernandeza z Kordowy.
Nie zabrakło ciekawych, którzy chcieli się dowiedziéć od Bortola, dlaczego jego krewniak opuścił przędzalnią, dokąd się udał, co się z nim stało. Zrazu Bortolo odpowiadał: — Ależ! no, znikł! — A następnie, aby zaspokoić najbardziéj natrętnych i odwieść ich od tworzenia wniosków, mogących być zbliżonemi do prawdy, uznał za najlepsze częstować ich naprzemiany to jedną, to drugą z tych wiadomości, o których mówiliśmy wyżéj, z zastrzeżeniem jednak, że za prawdę żadnéj z nich nie ręczy, bo powtarza to tylko, co słyszał od innych.
Ale kiedy z polecenia kardynała, nie wymieniając go jednak, zapytano Bortola o krewniaka w sposób niezwykle uroczysty i tajemniczy, dając mu tylko do poznania, że zapytują go w imieniu bardzo znakomitéj osoby, zdało mu się to rzeczą wielce podejrzaną i uznał za stosowne odpowiedzieć w zwykły swój sposób, a nawet, ponieważ chodziło o bardzo znakomitą osobę, wyrecytować odrazu cały ów zapas wiadomości, z którego każdemu zwykłemu śmiertelnikowi po jednéj tylko udzielał.
Nie sądźcie jednak, łaskawi czytelnicy, aby tak wielki człowiek jak don Gonzalo Fernandez miał się uwziąć naprawdę na jakiegoś tam nędznego górala, aby dlatego, iż może został zawiadomiony o braku uszanowania, które dla jego herbu wykazał ów biedak, i o nieprzystojnych wyrazach, których użył, mówiąc o osobie maurytańskiego króla, przykutego łańcuchem za szyję, chciał się koniecznie za to na nim pomścić, albo żeby go miał uważać za człowieka, o tyle niebezpiecznego, iż go ścigać należy i na obcéj ziemi i tam nawet jego się śmierci domagać i zgubić go, jak senat rzymski zgubił Hannibala. Głowa don Gonzala Fernandeza była przepełniona tylu i tak wielkiéj doniosłości sprawami, że na sprawy Renza miejsca już tam zabrakło; a jeżeli udał zrazu, że go tak obeszły, stało się to w skutek dziwnego zbiegu okoliczności, dla których nasz nie-