czoną; a kiedy po dość długim czasie do obozu pod Casale, do którego powrócił i gdzie go całkiem inne zajmowały myśli, poseł wenecki przesłał mu żądaną odpowiedź, podniósł wówczas i potrząsł głową, jak robak-jedwabnik, szukający liścia; pomyślał przez chwilę, chcąc osobie przypomniéć coś, o czém mu ledwie jakiś cień wspomnienia pozostał; wreszcie przypomniał; w głowie przemknęło mu pojęcie o osobie i postępkach Renza; potém przeszedł do innych rzeczy i całkiem już o nim zapomniał.
Lecz Renzo, który w skutek owego tajemniczego ostrzeżenia dalekim był od przypuszczania, że o nim tak łaskawie zapomniéć raczono, przez czas pewien nie miał innéj myśli, albo raczéj innego zadania, jak pozostanie w ukryciu. Możecie sobie wystawić, jak gorąco pragnął przesłać o sobie wiadomość kobietom i od nich takową otrzymać; ale w tym względzie zachodziły dwie wielkie trudności. Najprzód ta, że musiałby w swe sprawy kogoś wtajemniczyć, bo nieborak nie umiał pisać, a nawet czytać w szerokiém znaczeniu tego wyrazu, a jeżeli zapytany o to, jak sobie może przypominacie, przez doktora Gmatwacza-Kręciela, odpowiedział twierdząco, nie było-to przechwałką z jego strony, lecz istotném przekonaniem, bo drukowane umiał czytać, choć bardzo powoli; co zaś do pisanego, to rzecz inna. Musiałby więc zwierzyć się przed kimś jeszcze oprócz Bortola ze swéj niebezpiecznéj tajemnicy, a o człowieka, któryby umiał władać piórem i któremu możnaby było zaufać, nie tak łatwo było podówczas, zwłaszcza w kraju obcym, wśród ludzi mało znanych. Drugą trudnością było wynalezienie kogoś, ktoby mógł list przewieźć, człowieka, któryby właśnie w tamtę udawał się stronę i chciał ów list zabrać, i naprawdę starał się o to, aby go oddać we właściwe ręce, a i to były warunki również niezbyt łatwe do znalezienia w jednéj osobie.
Nareszcie, po długiem szukaniu, znalazł kogoś, co mu list napisał. Ale nie będąc pewnym, czy kobiety dotychczas są w Monzy, czy się gdzieindzijé przeniosły, uznał za najlepsze napisać dwa listy, jeden do Agnieszki, drugi do ojca Krzysztofa i oba odesłać pod adresem tego ostatniego. Odesłanie ich wziął na siebie pisarz: oddał je pewnemu człowiekowi, który miał nieopodal Pescarenica przechodzić. Człowiek ten znalazłszy się w miejscu najbliższém od téj wioski, zostawił je w pewnéj gospodzie, prosząc usilnie, aby takowe wręczono komu należy, a ponieważ listy były adresowane do klasztoru, więc bardzo prędko tam doszły; ale co się z niemi potém stało, nikt się już nigdy nie dowiedział. Napróżno Renzo wyglądał odpowiedzi. Po niejakim czasie znowu udał się do owego pisarza, prosząc o napisanie innych dwóch listów: pierwszy, jak i dawniéj, był pisany do Agnieszki, drugi, z którym tenże miał być wysłany,
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/115
Ta strona została przepisana.