Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/176

Ta strona została przepisana.

w czém owoczesne pamiętniki zgadzają się z sobą, to w zaświadczeniu, że nic podobnego miejsca nie miało. Głód zeszłoroczny, spustoszenia poczynione przez żołnierzy, troski i zmartwienia stąd wynikłe, zdawały się aż nadto wystarczającemi dla wytłómaczenia przyczyn wielkiéj śmiertelności: na placach, w sklepach i w domach, każdy kto przebąknął coś o niebezpieczeństwie, o morowém powietrzu, ściągał na siebie śmiech pogardliwy, żarciki, a nawet silne rozdrażnienie. Toż samo niedowierzanie, taż sama mówiąc dokładniéj ślepota, panowała w Senacie i w Radzie dekuryonów i w każdym zarządzie spraw publicznych.
Kardynał Fryderyk, skoro się tylko dowiedział o pierwszych wypadkach śmierci z zaraźliwéj choroby, zaraz listem pasterskim zalecił proboszczom pomiędzy wielu innemi rzeczami, aby tłómaczyli gorliwie ludowi potrzebę i obowiązek oznajmiania o każdym podobnym wypadku jako też i o oddawaniu rzeczy zapowietrzonych lub podejrzanych[1]: a i to jeszcze możemy zaliczyć do jego niepospolitych i chwalebnych zalet.
Trybunał zdrowia prosił, błagał o pomoc, lecz albo nie otrzymywał żadnéj albo bardzo słabą. A i w samym trybunale czynność była daleką od wyrównania naglącéj potrzebie: tylko dwaj lekarze, jak pokilkakroć zapewnia Tadino i jak się zresztą okazuje z całego jego sprawozdania, czując cały ogrom niebezpieczeństwa, starali się pobudzać do działalności to ciało, które ze swej strony miało inne w ruch wprawiać.
Widzieliśmy już, jak obojętnie przyjął trybunał pierwszą wiadomość o pojawieniu się morowego powietrza, jak leniwie zabierał się do jéj sprawdzenia: a oto inny fakt, który, jeżeli tylko nie był skutkiem przeszkód stawianych mu przez władze wyższe, może posłużyć za nowy dowód jego dziwnéj opieszałości. Owe rozporządzenia, na mocy których mieli być niewpuszczani do miasta ludzie z okolic zapowietrzonych, postanowione 30 października, zostały ułożone na piśmie dopiero dnia 23 następnego miesiąca, a ogłoszone zaledwo 29. Mór już do Medyolanu przeniknął.

Tadino i Ripamonti zapisali imię tego, który pierwszy zaniósł go do stolicy, tudzież inne szczegóły dotyczące jego osoby i tego wypadku i rzeczywiście w badaniu początków wielkiéj śmiertelności, któréj dalszych ofiar nie tylko już imion zapisać, ale nawet liczby ściśle określić nie podobna, bo już się liczą na ilość tysięcy, budzi się jakaś dziwna ciekawość tych kilku pierwszych imion,

  1. Życie Fryderyka Boromeusza, przez Franciszka Rivola, Medyolan, rok 1666, str. 582.