Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/243

Ta strona została przepisana.

zwykły, a zdaleka doleciały doń głosy: — Łapaj! trzymaj! — i w ślad za tém tuż obok niego jak wicher przeleciał jakiś dziwny jeździec: był-to chory w gorączce, który, spostrzegłszy przy jakimś wozie wyprzężoną szkapę, wskoczył na nią i tłukąc wściekle pięściami jéj szyję, a piętami boki, wprawił ją w galop szalony; za nim, krzycząc, pędzili monatti, aż wreszcie wszystko znikło w wielkim tumanie kurzawy.
Tak więc, odurzony już i znękany tym ciągłym widokiem niedoli i śmierci, chłopak nasz dotarł nareszcie do bramy tego miejsca, gdzie nieszczęścia i boleści razem zebranych było może więcéj, niż na całéj przestrzeni, którą przebył dotychczas. Zajrzał do oéj bramy, wszedł pod jéj sklepienie i stanął jak wryty w środku portyku.


ROZDZIAŁ XXXV.

Wystaw sobie, czytelniku, dziedziniec lazaretu, zaludniony szesnastu tysiącami chorych, tę całą przestrzeń, pełną chałup, pobudowanych naprędce, namiotów, wozów i ludzi; te dwa długie szeregi krużganków na prawo i na lewo, przepełnione choremi i trupami, pomieszanemi razem, leżącemi na siennikach lub słomie, a nad tym całym, że tak powiem, olbrzymim barłogiem, jakiś gwar głuchy w powietrzu, jakieś falowanie, ruch, snowanie się ludzi: sług lazaretu, chorych powracających do zdrowia, obłąkanych; tu ktoś bieży, tam pada, ten się nachyla, ten wstaje. Takim był obraz, który roztaczając się odrazu przed oczyma Renza, wstrząsnął nim do głębi i sprawił, że skamieniał na chwilę. Obrazu tego opisywać szczegółowo nie będę i wątpię nawet, czyby który z moich czytelników wymagał tego ode mnie; dość, że idąc krok w krok za naszym bohaterem, zatrzymamy się tam, gdzie on się zatrzyma, i z tego, co on widział, powiemy tyle tylko, ile potrzeba, aby wiedziéć, co robił, co czuł, co go tam spotkało.
Od bramy, w któréj się zatrzymał, aż do kaplicy, znajdującéj się w środku dziedzińca i daléj za nią, aż do przeciwległej bramy, wiodła jakby ulica, wolna od chałup, namiotów i wszelkich innych większych stałych zawad; teraz, spojrzawszy na nią po raz drugi, uważniéj, spostrzegł tam mnóstwo wozów, wielki ruch, krzątaninę, prze-