cnie znajdował, było dlań rzeczą zupełnie obojętną, czy tam noc czy dzień na dworze, czy wicher szaleje, czy wieje zefir łagodny. Podziękował więc zakonnikowi, mówiąc, że mu już pilno w drogę wyruszyć, aby co najrychléj znaléść Agnieszkę.
Kiedy wyszli na ulicę środkową lazaretu, kapucyn ścisnął go za rękę i rzekł: — Jeżeli ją znajdziesz, co daj Boże! tę poczciwą Agnieszkę, nie zapomnij pozdrowić ją ode mnie; i powiedz jéj, a nie tylko jéj, lecz tym wszystkim, którzy pozostali, przy życiu i którzy pamiętają jeszcze ojca Krzysztofa, aby się za niego modlili. Bywaj zdrów, mój synu; niech cię Bóg prowadzi i błogosławi.
— O, drogi ojcze!... zobaczymy się? zobaczymy się jeszcze?
— Tam — rzekł wskazując na niebo — jeżeli Bóg pozwoli. — I z temi słowy oddalił się szybko. Renzo stał przez chwilę patrząc w ślad za odchodzącym, a gdy już z oczu mu zniknął, poszedł ku bramie lazaretu, rzucając na prawo i na lewo ostatnie, przelotne spojrzenie pełne litości i smutku. W tém miejscu boleści panował teraz ruch wielki: monatti przebiegali drogę we wszystkich kierunkach, zamykano drzwi chałup i celek, do których, jako téż i pod krużganki, przenoszono rzeczy i łóżka z choremi i dokąd również wlekli się powracający do zdrowia, by się schronić przed nadciągającą burzą.
I rzeczywiście, zaledwie Renzo próg lazaretu przestąpił i skierował się na prawo, aby odnaléść tę uliczkę, która go dziś z rana pod mury miasta przywiodła, z ołowianego nieba zaczęły spadać, z razu rzadkie, wielkie i ciężkie krople, które rozpryskując się i podskakując na białawéj, spalonéj drodze podnosiły z niéj małe słupki kurzawy; z każdą chwilą krople te coraz prędzéj i gęściéj spadały, a nim doszedł do owéj uliczki, już lało jak z cebra. Zamiast niepokoju, dziwna radość ogarnęła Renza; tak mu dobrze było pod tym deszczem ulewnym, wśród tego szumu, wśród tego szelestu traw i liści drżących, ściekających wodą, błyszczących, znowu zielonych i świeżych! Całą piersią wciągał w siebie orzeźwiające powietrze, a z tą zmianą zaszłą w przyrodzie czuł żywiéj jeszcze i lepiéj tę inną zmianę, która zaszła w jego losach.
Lecz o ileż większą i pełniejszą byłaby jego radość, gdyby mógł