Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/273

Ta strona została przepisana.

cnie znajdował, było dlań rzeczą zupełnie obojętną, czy tam noc czy dzień na dworze, czy wicher szaleje, czy wieje zefir łagodny. Podziękował więc zakonnikowi, mówiąc, że mu już pilno w drogę wyruszyć, aby co najrychléj znaléść Agnieszkę.
Kiedy wyszli na ulicę środkową lazaretu, kapucyn ścisnął go za rękę i rzekł: — Jeżeli ją znajdziesz, co daj Boże! tę poczciwą Agnieszkę, nie zapomnij pozdrowić ją ode mnie; i powiedz jéj, a nie tylko jéj, lecz tym wszystkim, którzy pozostali, przy życiu i którzy pamiętają jeszcze ojca Krzysztofa, aby się za niego modlili. Bywaj zdrów, mój synu; niech cię Bóg prowadzi i błogosławi.
— O, drogi ojcze!... zobaczymy się? zobaczymy się jeszcze?
— Tam — rzekł wskazując na niebo — jeżeli Bóg pozwoli. — I z temi słowy oddalił się szybko. Renzo stał przez chwilę patrząc w ślad za odchodzącym, a gdy już z oczu mu zniknął, poszedł ku bramie lazaretu, rzucając na prawo i na lewo ostatnie, przelotne spojrzenie pełne litości i smutku. W tém miejscu boleści panował teraz ruch wielki: monatti przebiegali drogę we wszystkich kierunkach, zamykano drzwi chałup i celek, do których, jako téż i pod krużganki, przenoszono rzeczy i łóżka z choremi i dokąd również wlekli się powracający do zdrowia, by się schronić przed nadciągającą burzą.


ROZDZIAŁ XXXVII.

I rzeczywiście, zaledwie Renzo próg lazaretu przestąpił i skierował się na prawo, aby odnaléść tę uliczkę, która go dziś z rana pod mury miasta przywiodła, z ołowianego nieba zaczęły spadać, z razu rzadkie, wielkie i ciężkie krople, które rozpryskując się i podskakując na białawéj, spalonéj drodze podnosiły z niéj małe słupki kurzawy; z każdą chwilą krople te coraz prędzéj i gęściéj spadały, a nim doszedł do owéj uliczki, już lało jak z cebra. Zamiast niepokoju, dziwna radość ogarnęła Renza; tak mu dobrze było pod tym deszczem ulewnym, wśród tego szumu, wśród tego szelestu traw i liści drżących, ściekających wodą, błyszczących, znowu zielonych i świeżych! Całą piersią wciągał w siebie orzeźwiające powietrze, a z tą zmianą zaszłą w przyrodzie czuł żywiéj jeszcze i lepiéj tę inną zmianę, która zaszła w jego losach.
Lecz o ileż większą i pełniejszą byłaby jego radość, gdyby mógł