nietrudną; zaopatrzył go w meble i sprzęty gospodarskie za te pieniądze, które Agnieszka radziła mu użyć na urządzenie domu; ale, choć musiał już teraz skarb swój napocząć, nie bardzo go jednak nadszarpnął, bo ceny na wszystko spadły ogromnie z powodu, iż więcéj było rzeczy na przedaż niż tych, którzyby kupowali.
Nie wiem już po ilu dniach wrócił do rodzinnego kraju, w którym również dostrzegł odrazu, że wszystko się zmienia na lepsze. Poszedł najprzód do Pasturo, zastał Agnieszkę uspokojoną zupełnie i gotową, choćby zaraz, wracać do domu; sam ją więc tam odprowadził: a czytelnik łatwo może sobie wystawić, jakiemi musiały być ich uczucia, jakiemi rozmowy, gdy tak razem zobaczyli tę wioskę!
W domu Agnieszka znalazła wszystko tak, jak zostawiła, i, ucieszona tém niepomału, powiedziała do Renza, że na ten raz to chyba aniołowie musieli czuwać nad dobytkiem biednéj wdowy. Choć to prawda — dodała — że i tamtą razą, kiedy już się zdawało, że Pan Bóg się od nas odwrócił i całkiem o nas zapomniał, skoro pozwala na to, żeby tak bez miłosierdzia wszystko nam z domu zabierano, okazało się przecie, że tak nie jest, bo za to z innéj strony zesłał mi najniespodzianiéj te pieniądze, za które mogłam wszystkie szkody naprawić. Ot, źle mówię... bo nie wszystkie; przecie musiałabym jeszcze robić teraz wyprawę Łucyi, bo tę, która była, zabrali ci zbóje wraz z innym dobytkiem; a Pan Bóg i o tém pomyślał! Mój Boże! gdyby mi kto powiedział wówczas, kiedy tak mozoliłam się nad tą pierwszą wyprawą: tobie się zdaje, że dla Łucyi pracujesz: o, biedna kobieto! kto wie, jakiego rodzaju stworzenia stroić się będą w to płótno białe, w te wzorzyste sukienki! wyprawą dla Łucyi, tą wyprawą, która jéj się naprawdę dostanie, zajmie się dusza poczciwa, o której nigdy nie słyszałaś, o któréj nie wiesz nawet, że żyje na świecie.
Najpierwszą czynnością Agnieszki było przygotowanie, w swym ubogim domku, o ile możności najbardziéj wygodnego i przyzwoitego pomieszkania dla téj poczciwéj duszy, która miała przywieść jéj córkę; potém wystarała się o robotę i, zwijając jedwab, czas sobie skracała, jak mogła.
I Renzo, ze swéj strony, nie na próżniactwie trawił te dnie, które tak niemiłosiernie długiemi mu się zdawały: umiał przecie dwa rzemiosła; wrócił więc teraz do pracy około roli. Częścią pomagał swemu przyjacielowi, dla którego w jego obecném osamotnieniu było szczęściem niemałém miéć tuż pod ręką, na każde zawołanie, tak dobrego, pracowitego robotnika; częścią zaś uprawiał ogródek Agnieszki, a raczéj oczyszczał go z chwastów, które podczas jéj niebytności bujnie się tu rozrosły. Co zaś do swojéj
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/281
Ta strona została przepisana.