ka; po chwili ona z kolei zadawala mu to samo pytanie i taką samę otrzymywała odpowiedź. W ten sposób starali się skracać sobie czas, który w miarę tego, jak go coraz więcéj upływało, zdawał im się coraz dłuższy.
Jednak czas ten, tak długi dla nich, skrócimy dla naszych czytelników, opowiedziawszy im tylko w kilku słowach, że w parę dni po bytności Renza w lazarecie Łucya wyszła z niego wraz ze swą zacną opiekunką; że następnie, z powodu iż została nakazana kwarantanna ogólna, odbyły ją razem zamknięte w domu téj ostatniéj; że część tego czasu została użytą na przygotowanie wyprawy dla Łucyi, która po niejakiém wzdraganiu się i ceregielach wielki ów dar z wdzięcznością przyjęła; że pomagała sama do szycia wyprawy; i że skoro się tylko kwarantanna skończyła, wdowa poleciwszy swemu bratu komisarzowi nadzór nad sklepem i domem, zaczęła robić przygotowania do podróży. Moglibyśmy również dodać tu zaraz: i pojechały i przybyły do wioski naszéj Łucyi i... słowem z tym samym pośpiechem opisywać wszystko, co tam było daléj. Lecz, pomimo że pojmujemy wybornie słuszną niecierpliwość, z którą czytelnik wygląda już końca téj książki, są jednak trzy rzeczy, należące do tego przeciągu czasu, których żadną miarą pominąć nam milczeniem nie wolno, a co do dwóch przynajmniéj, to sądzimy nawet, że i sam czytelnik przyzna, żeśmy słusznie zrobili umieszczając je tutaj.
Otóż pierwszą jest ta, że Łucya opowiadając teraz wdowie wszystkie swe przygody z większym już spokojem i z większemi szczegółami, niż wówczas gdy po raz pierwszy, wśród owego gwałtownego wzburzenia, z nich się jéj zwierzyła, i uczyniwszy z kolei nieco przydłuższą wzmiankę o zakonnicy z Monzy, która jéj dała przytułek w klasztorze, dowiedziała się o niéj od swéj towarzyszki takich rzeczy, które służąc jéj za klucz do wielu tajemnic, napełniły jéj duszę bolesném zdziwieniem i przerażeniem. Dowiedziała się, iż ta nieszczęsna, w skutek podejrzeń o straszną zbrodnię, które padły na nią, została przeniesiona z rozkazu arcybiskupa do jednego z klasztorów w Medyolanie; że tam czas jakiś szalała z rozpaczy i gniewu, aż uspokoiła się i opamiętała nareszcie; i że jéj życie obecne jest już ciągłą pokutą za grzechy, a umartwienia, które sobie dobrowolnie zadaje, nieustającą najsroższą męczarnią. Ktoby chciał poznać nieco dokładniéj smutne jéj dzieje, tego odsyłamy do książki, o któréj tu już nieraz czyniliśmy wzmiankę, a mianowicie do tego jéj ustępu, z którego czerpaliśmy niektóre potrzebne nam szczegóły dotyczące téj saméj osoby[1].
- ↑ Ripamonti, Hist. Pat. Dec. V. Lib. VI. Cap. III.