Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/299

Ta strona została przepisana.

także przecie ich lubił. To tylko te utrapione interesa mącą wiecznie najlepsze nawet stosunki.
Niejeden z was, czytelnicy, może się zapyta: czy też nie bolało ich rozstanie się z tą wioską rodzinną, z temi górami? Bolało, to pewna; bo gotówbym prawie powiedziéć, że boleści wszędzie, we wszystkiém choć jakaś odrobina być musi. Widocznie jednak, iż w tym razie nie było jéj zbyt wiele, bo przecie mogliby jéj sobie oszczędzić, pozostając w kraju teraz, gdy już owe dwie przeszkody, owe dwa postrachy: don Rodrigo i wyrok na Renza, istniéć przestały. Ale już od pewnego czasu wszyscy troje przywykli uważać niby za swój własny ten kraj, do którego przesiedlić się zamierzali. Renzo potrafił pozyskać dla niego sympatyą kobiet, opowiadając im, jak tam są poszukiwani tacy jak on robotnicy, jak się im tam dobrze powodzi i jak wygodnie żyją. Zresztą, ileż-to chwil gorzkich przebyli w tym kraju, który mieli pożegnać; a smutne wspomnienia zmniejszają zawsze urok tych miejsc, które je wywołują w pamięci. Wspomnienia zaś takie są, być może, najbardziéj bolesne i gorzkie wówczas, gdy je w nas budzą miejsca rodzinne. Przecież i niemowlę — powiada rękopism — spoczywa chętnie na łonie karmicielki i szuka chciwie piersi, która je słodkiém mlekiem żywiła dotychczas; lecz jeżeli karmicielka, chcąc je odłączyć, pierś tę skropi jakimś gorzkim płynem, dziecię usteczka odsuwa, potém znów je przybliża i znowu próbuje, aż w ostatku odwraca się zniechęcone, płacząc co prawda, ale się odwraca.
A teraz ciekawym, jakie wrażenie sprawi to na was, gdy wam powiem, że zaledwo nasi bohaterowie przybyli na miejsce i w przybranéj ojczyźnie potrafili się jako-tako urządzić, Renza zaraz już na wstępie spotkały nowe przykrości? Jakie przykrości? — spytacie. Ot, nic ważnego; ale czy to wiele potrzeba, aby człowiekowi szczęście zakłócić? Opowiem wam rzecz całą w kilku słowach.
Dziwne przygody Łucyi, o których na długo przed jéj przybyciem wieść się tu rozeszła, stałość Renza, który pomimo iż tyle dla niéj przecierpiał, kochał ją tak gorąco, wreszcie może jaka przesadzona pochwała stronnego przyjaciela, wszystko to zrodziło pewną ciekawość, chęć poznania młodéj kobiety i wysokie pojęcie o jéj piękności. Każdy oczekiwał jéj tu z niecierpliwością. A wiecie-ż, co robi człowiek, kiedy oczekuje czegoś miłego? Oto roi, marzy, a co więcéj, wierzy w wymysły swojéj wyobraźni. Nic więc dziwnego, iż rzeczywistość zadowolnić go nie może, że się staje wybrednym, wymagającym, że w niéj nie znajduje tego, czego się spodziewał, bo w gruncie sam nie wie, czego się spodziewał, czego chciał; mści się więc na niéj za te swoje słodkie marzenia. Kiedy wreszcie pojawiła się owa Łucya, ci wszyscy, którym się może zdawało, że powinna