Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/36

Ta strona została przepisana.

przykładem dla innych, stał się pierwszym w tém kolegium, w którém jego przymioty już same przez się mogłyby go tak wysoko postawić, gdyby nawet nie należał do jednéj z najświetniejszych rodzin w kraju. Innych korzyści, które mu ów znakomity ród mógł był przynieść, nie pragnął wcale, przeciwnie nawet wszelkiemi sposobami starał się ich unikać. Naprzykład stół jego i ubiór były raczéj ubogie, niż skromne, tryb życia i obejście się niezmiernie proste. Nigdy, na żadnę zmianę w tym względzie zgodzić się nie chciał, pomimo iż krewni gorszyli się tém bardzo i niejeden wyrzucał mu w żywe oczy, że poniewiera honor swego rodu. Drugą jeszcze wojnę musiał toczyć z nauczycielami w kolegium, którzy nieznacznie podejściem starali się go przystrajać w jakieś kosztowne ozdoby, umieszczać obok niego, przed nim, lub za nim jakieś kobierce, jakieś sprzęty drogie, któreby go od innych wyróżniały, któreby kazały odgadnąć w nim księcia. Czy przez to chcieli stopniowo jego łaski zaskarbiać, czy powodowało niemi w tym względzie pewne służalcze przywiązanie, które znajduje uciechę i chlubę dla siebie w blasku i świętości, otaczającéj jakąś wybraną osobę; czy wreszcie czynili to z tego powodu, iż należeli do rzędu tych roztropnych i umiarkowanych ludzi, którzy spoglądają niechętném okiem na wielką cnotę, jako téż i na wielki występek, dowodząc, że doskonałość jest zawsze pośrodku, a środek ów upatrują w tém miejscu, na którém sami stoją i gdzie jest najwygodniéj — na to wszystko odpowiedziéć dziś nam niepodobna. Fryderyk nie dał się jednakże olśnić, nie uległ pokusom, napominał tych, którzy go chcieli wywyższyć, a działo się to wówczas, gdy zaledwie przechodził oj dzieciństwa do młodości.
Nie ulega wątpliwości, że na umysł Fryderyka w dzieciństwie jego jako téż i w pierwszych latach młodości musiał wywierać wielkie wrażenie kardynał Karol, starszy od niego o lat dwadzieścia sześć, nic w tém dziwnego, że patrząc na tę postać, tak poważną, tak uroczystą, tak świętą, na jego czyny, na jego życie, na ten głęboki, niekłamany szacunek, którym go otaczali i wielcy i mali, starał się naśladować we wszystkiém takiego zwierzchnika, lecz rzeczą na prawdę godną podziwu jest ta okoliczność, iż po jego śmierci, nikt nie mógł dostrzedz nawet, że dwudziestoletniemu podówczas Fryderykowi zabrakło przewodnika i nauczyciela. Rosnąca sława jego rozumu, cnot, pobożności, spokrewnienie z kilku znakomitemi kardynałami, ich przyjaźń dla młodego Fryderyka, świetność jego rodu, samo to imię, które Karol niby jakimś blaskiem świętości opromienił, wszystko to, co powinno, co może wynieść człowieka na najwyższe urzędy duchowne, składało się, aby młodzieńcowi świetną przyszłość zapewnić. Lecz on, przejęty głęboko tą