Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/68

Ta strona została przepisana.

Zacna towarzyszka Łucyi, skoro tylko na miejsce przybyły, wprowadziła dziewczynę do swego domu i usadowiwszy ją, o ile mogła, najwygodniéj w swéj kuchni, zaczęła się krzątać około przyrządzenia posiłku, broniąc się z jakąś poczciwą rubasznością od podziękowań i przeprosin, które Łucya ponawiała co chwila.
Prędko i żwawo dorzuciła drewek do ogniska pod kociołek, w którym pływał spory kapłon, a gdy rosół raz się zagotował, napełniła nim misę i podała ją Łucyi wraz z chlebem, którego już nakrajała uprzednio. A widząc, jak biedaczce przybywa sił z każdą niemal łyżką téj pożywnéj strawy, nie mogła się tém nacieszyć i głośno wyrażała swoję radość z powodu, że się to wszystko stało właśnie w taki dzień, kiedy, jak mówiła, nie same tylko węgielki miała w piecu. — Dziś wszyscy wysadzają się na jakiś przysmaczek — dodawała — oprócz tych biednych, najbiedniejszych, których stać ledwie na chleb z wyki i na polentę hreczaną; jednakże dziś i oni wszyscy się cieszą, gdyż mają nadzieję dostania czegoś od takiego wspaniałomyślnego i świątobliwego pana. My, dzięki Bogn, nie jesteśmy w tak smutném położeniu; rzemiosło mego męża i trochę téj ziemi, którą mamy, wystarcza nam na życie. Jedz więc śmiało, kochanie, i nie obawiaj się, abyś nas miała tém skrzywdzić, a niezadługo i kapłon się dogotuje, to będziesz mogła lepiéj się posilić. — Powiedziawszy to, znowu zaczęła się krzątać, doglądając obiadu, który już prawie był gotowy i nakrywając do stołu.
Tymczasem Łucya, uspokoiwszy się trochę i pokrzepiwszy swe siły, zaczęła w skutek nawyknienia, w skutek instynktu porządku i czystości, poprawiać na sobie ubranie, układać na głowie potargane, opadłe na ramiona warkocze i wiązać na piersiach chusteczkę, która osłaniała jéj ramiona i szyję. Wtém ręce jéj natrafiły na paciorki różańca, który zawiesiła w nocy na szyi, wzrok pobiegł za niemi i na ten widok cała krew uderzyła jéj do głowy; ów ślub, który uczyniła, a o którym pod wpływem tylu nowych uczuć i wrażeń zapomniała zupełnie, przyszedł jéj teraz na myśl jasno, wyraźnie. Wszystkie siły jéj duszy, odzyskane przed chwilą, znowu ją opuściły, a gdyby téj duszy nie zahartowało całe życie poprzednie, tak pełne niewinności, ufności w Boga i cierpliwości, to owo przerażenie, którego doznała w téj chwili, niezawodnie zamieniłoby się wówczas w straszną rozpacz. Wśród szalonego wiru myśli, który powstał w jéj głowie, pierwszą jasną, jaką w duchu sformułować zdołała, było — O! ja nieszczęśliwa! cóżem zrobiła?
Zaraz jednak sama się przestraszyła téj myśli. Przypomniała sobie wszystkie okoliczności, w których ślub uczyniła, rozpacz swą, brak wszelkiéj nadziei ratunku, żarliwość modlitwy i jasną świadomość tego, co czyniła w chwili wyrzeczenia obietnicy. A żałowa-