czytali pisma tych dwu ludzi? Zapewne mniéj jeszcze, niż tych, którzy przeczytają tę naszę książkę, kto wie nawet czy i w saméj owéj dolinie, gdyby ją ktoś chciał szukać i znaléść potrafił, odkryćby zdołał chociaż jakieś niejasne tylko i niezupełne podanie o tém zdarzeniu? Od tego czasu, tyle rzeczy zaszło na świecie!
Dnia następnego, w wiosce Łucyi i na całéj przestrzeni terytoryum Lecco, nie mówiono o niczém więcéj, jak tylko o niéj, o Nienazwanym, o arcybiskupie i jeszcze o pewnym człowieku, który pomimo, że lubił, aby każdy zawsze o nim pamiętał, wołałby jednak w obecnym wypadku, aby się mogło obejść bez tego: mówimy tu o wielce szanownéj osobie don Rodriga.
Wprawdzie i pierwéj już wiele o nim mówiono, lecz po cichu, półsłówkami tajemniczemi; trzeba było, aby dwoje ludzi dobrze się już znało, żeby odważyli się mówić o takim przedmiocie. A i tacy, w poufnjé rozmowie, nie wyjawiali wszystkiego, co czuć byli zdolni, bo ludzie, wogóle mówiąc, w takich razach, w których nie mogą wynurzać swego oburzenia bez narażenia się na wielkie niebezpieczeństwo, nie tylko że słabiéj je objawiają, lub zupełnie tłumią w sobie, nie zaczynają je nawet i odczuwać jakoś mniéj silnie. Lecz teraz, któżby się mógł oprzéć pokusie dowiedzenia się o wszystkich szczegółach, lub rozprawiania o tém głośnem, wielkiém zdarzeniu, w którém tak piękną rolę odegrały dwie tak znakomite osoby? pierwsza, uosobienie sprawiedliwości i prawdy, obdarzona przytém tak wielką władzą, druga, również potężna i silna, dotychczas przedstawiająca wcielenie złego i przemocy, a obecnie korząca się przed sprawiedliwością i prawdą, broń swoję, że tak powiem, składająca w jéj ręce. O! jakżeż wobec takich postaci zmalał don Rodrigo! Teraz dopiréo każdy zrozumiał, co to jest dręczyć niewinną istotę, aby ją zbezcześcić i prześladować z taką bezwstydną natarczywością, tak gwałtownie, z takiem okrucieństwem, za pomocą sideł tak ohydnych! A przy téj zręczności, zaczęto też sobie przypominać i opowiadać i inne, dawniejsze, niemniéj piękne i rycerskie czyny tego pana, a każdy teraz już mówił, co myślał, i coraz większéj nabierał śmiałości, widząc, że wszyscy mówią i myślą tak samo. Wszędzie szepty, wszędzie oburzenie najwyższe, ale nigdzie żadnych głośniejszych obja-