wyrozumieniu, jaka to treść ukrywa się pod tym kwiecistym stylem don Ferranta. Znał ten dom o tyle, że mógł być pewny, iż Łucyę zapraszano doń w godziwych zamiarach i że tam będzie zabezpieczona od podstępnych sideł i niecnych napaści swego prześladowcy. Jakie zaś mógł miéć pojęcie o umyśle donny Prassedy, o tem żadnych wiadomości nie mamy. Być może, iż gdyby sam wybierał, toby inną jakąś osobę wybrał na opiekunkę dla Łucyi, ale, jakeśmy to już powiedzieli, czy też dali do zrozumienia uprzednio, nie miał we zwyczaju zmieniania tego, co do niego nie należało, jedynie tylko w celu poprawiania i przerabiania na lepsze.
— Przyjmijcie więc w pokorze i to rozłączenie, znoście cierpliwie niepewność, w któréj się znajdujecie — powiedział po chwili: — a niech was nie opuszcza ufność w miłosierdzie boże i nadzieja, że wkrótce już próby wasze się skończą, do czego wszystko zdaje się dążyć, ale pamiętajcie przedewszystkiém, że to, co wam Bóg ześle, będzie dla was najlepsze. — Jeszcze przez pewien czas pocieszał i dodawał odwagi kobietom, potém, zwracając się do Łucyi, udzielił jéj kilka rad przyjacielskich co do tego, jak ma postępować w nowém otoczeniu i, pobłogosławiwszy obie, pozwolił im wreszcie odejść. Zaledwie ukazały się na ulicy, otoczył je wielki rój przyjaciół i przyjaciółek, cała wieś, że tak powiem, która już tu na nie czekała, odprowadziła je do domu, jakby w tryumfie. Wszystkie kobiety, jedna przed drugą, starały się winszować, ubolewać, zapytywać, a na wiadomość, że Łucya jutro już ma odjechać, wszystkie wyrażały głośno wielki żal z tego powodu. Mężczyźni oświadczali się na wyprzódki z gotowością do usług, każdy chciał być dziś w nocy na warcie przy domku Agnieszki. Z powodu téj gotowości do usług, nasz nieznany autor, uważa za stosowne utworzyć nowe przysłowie: jeżeli chcesz mieć wielu pomocników, to staraj się tylko ich nie potrzebować.
Wszystkie te, tak głośne i żywe oznaki radości i współczucia mieszały i odurzały Łucyą, Agnieszka zaś przeciwnie czuła się w swoim żywiole. Jednak, w gruncie rzeczy wszystko to i na Łucyą dobrze oddziaływało, odrywając ją od myśli i wspomnień, które, nawet wśród wrzawy i gwaru, budziły w niéj i te drzwi i te pokoiki i każdy sprzęt niemal.
Na odgłos dzwonu, który oznajmiał, iż wkrótce nabożeństwo ma się rozpocząć, wszyscy ruszyli ku kościołowi, a dla naszych dwu kobiet był-to nowy tryumfalny pochód.
Po skończoném nabożeństwie, don Abbondio, który pobiegł do Perpetui w celu przekonania się, czy wszystko należycie przygotowała do obiadu, został wezwany do kardynała. Udał się natychmiast do znakomitego gościa, który dając mu znak, aby się przy-
Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/93
Ta strona została przepisana.