Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/94

Ta strona została przepisana.

bliżył, zaczął w te słowa; — Proboszczu dobrodzieju — a powiedział to w taki sposób, iż łatwo było się domyśléć, że to początek długiéj i poważnéj rozmowy: — proboszczu dobrodzieju — powtórzył — dla czegoście nie połączyli ślubem małżeńskim téj biednej Łucyi z jéj narzeczonym?
— Otóż masz, wszystko dziś wypaplały! — pomyślał don Abbondio i jąkając się, odrzekł: — Wasza pasterska mość jaśnie oświecony kardynał słyszał już zapewne o całéj plątaninie, która zaszła w téj sprawie; było to takie jakieś zamieszanie, że i dziś trudno byłoby cośkolwiekbądż w tém wszystkiém zrozumieć, o czém zresztą i wasza pasterska mość musiała się niezawodnie przekonać, widząc, iż dziewczyna po tylu przypadkach jest tutaj, jakby jakimś cudem, a narzeczony, po tylu innych przypadkach, Bóg wie gdzie się obraca.
— Pytam — powiedział znowu kardynał — czy to prawda, że, nim zaszły te wszystkie nieszczęśliwe przygody, odmówiliście połączenia ich ślubem, kiedy was o to proszono w dzień, przez was samych naznaczony; pytam i chcę wiedziéć, dla jakich powodów?...
— Ach, bo doprawdy... gdyby wasza pasterska mość wiedziała... jakie to pogróżki... jakie straszne rozkazy... abym nie mówił... — I zamilkł nagle z taką miną i w takiéj postawie, że choć pełne pokory dawały jednak do zrozumienia, iż byłoby niedyskretnym chcieć się od niego czegoś więcéj dowiedziéć.
— Ale! — rzekł kardynał z pewną surowością w wyrazie twarzy i w głosie: — proszę pamiętać, że przemawia do was biskup, który ze względu na swój obowiązek i dla waszego usprawiedliwienia chce się dowiedziéć, dlaczego nie spełniliście tego, co powinność wasza spełnić wam nakazywała.
— Wasza pasterska mość — wybełkotał don Abbondio, straciwszy już odwagę do reszty: — nie chciałem przecie zamilczéć... Ale, zdawało mi się tylko, że ponieważ to są rzeczy zagmatwane, dzieje już stare, których naprawić nie można, byłoby zbyteczném wracać do nich... Wszakże, skoro wasza pasterska mość rozkaże, to opowiem wszystko, całą prawdzę.
— Proszę, proszę, mojém jedyném życzeniem jest, abyście się mogli usprawiedliwić.
Tu, don Abbondio zaczął opowiadać bolesną przygodę, nie wymieniając wszakże imienia głównego jéj sprawcy, i nazywając go tylko wielkim i możnym panem, przez co chciał zachować Jeszcze tę odrobinę przezorności, którą mógł zachować w takich opalach.