We 20 lat później stosunki się zmieniły: przed umysłami Francuzów stanął obraz wolności, wabiąc je ku sobie. Objawia się to w wielu zakresach. W prowincyach znowu chcą rządzić się samodzielnie; szerzy się myśl, że naród, jako całość ma prawo brać udział w rządzie; ożywia się wspomnienie dawnych stanów generalnych. Naród, który znienawidził był własną historyę, z przyjemnością wspomina ten jeden jej rozdział. Nowy prąd porywa ekonomistów i każe im wciągnąć do systematu swego niektóre z instytucyi wolnościowych.
Gdy w r. 1771 zniesione zostały parlamenty, ogół, który tyle cierpiał od ich przesądów, został wzburzony ich upadkiem. Zdawało się, że znikła ostatnia zapora samowładzy królewskiej.
Opozycya ta dziwiła i oburzała Woltera. Sądził on, że edykt znoszący parlamenty, zawierał wiele użytecznych inowacyi. Nie będąc przez dłuższy czas w Paryżu, sądził on, że usposobienie ogółu zostało takie, jak było. Lecz Francuzi nie zadawalniali się już życzeniem, aby sprawy ich prowadzono lepiej: zaczynali pragnąć zająć się nimi sami. Stawało się jasnem, że wielki przewrót, przygotowany przez bieg wypadków, dokonany zostanie nietylko za zgodą ludu, lecz i przez sam lud.
Lud, tak źle przygotowany do działalności samodzielnej, skoro tylko postanowił wszystko przekształcić, powinien był wszystko zburzyć. Rewolucya, znosząc tyle instytucyi, pojęć i nawyknień, wrogich dla wolności, zburzyła i takie, bez których wolność, zdaje się, nie może istnieć. Ku czasowi, gdy Francuzi uczuli zamiłowanie do wolności politycznej, przywłaszczyli sobie szereg pojęć politycznych, nieprzyjaznych dla instytucyi