Strona:Alexis de Tocqueville - Dawne rządy i rewolucya.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.
130


krępując się jego obecnością. Zdawało się, że tylko wyższe klasy usłyszą te mowy i obawiano się raczej, że nie zostaną dostatecznie zrozumiane.
Ludzie, którzy mieli powód w największym stopniu obawiać się gniewu ludu, mówili w jego obecności o niesprawiedliwościach, które znosił, wytykali wadę instytucyi, które go uciskały. Wymownie opisywali, jak źle wynagradza się pracę i ofiary. Nie mam tu na myśli pisarzy, lecz agentów rządowych i klasę uprzywiljowaną.
Na 13 lat przed Rewolucyą, robiąc próbę zniesienia robocizny, król we wstępie do edyktu mówi co następuje: „Wszędzie, z wyjątkiem niewielu krajów rządzonych przez stany (pays d’états), gościńce były przeprowadzone bez wynagrodzenia przez najbiedniejszą część naszych poddanych. Cały więc ciężar tej powinności spadł na tych, których cały majątek stanowią ich ręce, a dla których gościńce nie mają pierwszorzędnego znaczenia. Najbardziej zainteresowanymi są tu właściciele ziemscy, osoby uprzywilijowane, których majątki rosną w cenie przy budowie dróg. Zmuszając najuboższą klasę utrzymywać gościńce i oddawać bezpłatnie swój czas i pracę, odbierają im ostatnią możność walki z nędzą i głodem, aby zmusić do pracy na korzyść bogatych”.
W tym samym czasie, chcąc znieść ucisk korporacyi rzemieślniczych, pisano w imieniu króla, „że prawo do pracy jest najświętszą ze wszystkich form własności, że wszelkie prawa przynoszące im ujmę, gwałcą to prawo przyrodzone, i jako takie powinny być uważane za nieistniejące, że wogóle istniejące korporacye są instytucyami potwornemi i despotycznemi, owocem egoizmu, chciwości i gwałtu”.
Słowa te były niebezpieczne, a jeszcze bardziej