„Zbyt często zdarzało się, że pieniędze asygnowane przez króla na utrzymanie gościńców, służyły dla dogodności zamożnych, nie przynosząc korzyści ludowi. Używano je często na uprzyjemnienie dostępu do jakiegoś pałacu, zamiast polepszenia drogi do miasteczka lub wsi”.
Jednocześnie z tem współczuciem dla ludu objawia się i nietajona dla niego pogarda. Stany prowincyonalne Gwiany, gorąco popierając interesy ludu, nazywają jednocześnie włościan istotami nieokrzesanemi i brutalnemi, kapryśnemi i okrutnemi, charakterami niepodatnemi. Wyrażenia podobne spotykamy nawet u Turgota, który tyle uczynił dla ludu. Spotykamy je w aktach, przeznaczonych dla publikacyi, rozpowszechnianych wśród włościan.
W miarę zbliżenia się r. 1789 współczucie dla ludu wzrasta i staje się coraz mniej roztropnem. Jeden z cyrkularzy, podpisanych przez członków zgromadzenia prowincyonalnego, z których trzech należało do szlachty a jeden do duchowieństwa, nakazuje syndykom każdej parafii zebrać włościan i zapytać ich, jakie mają zarzuty przeciwko sposobowi rozłożenia i pobierania podatków; ile jest osób korzystających z przywilejów podatkowych, jaka wartość ich majątku, ile majątków kościelnych i jaką kwotę powinni byliby zapłacić zamożni, gdyby istniała równość podatkowa. Było to wytknięcie palcem klęsk ludu i ich winowajców, wykazanie małej liczby uprzywilijowanych, rozbudzenie chciwości, zazdrości i nienawiści. Ci którzy to czynili, zupełnie zapomnieli o Żakeryi, Młócarzach (les maillotins) i Radzie szesnastu (les Seize). Nie mogłem wyszukać wszystkich relacyi przysłanych w odpowiedzi na te zabójcze pytania, lecz znalazłem niektóre, charakteryzujące ducha,