osłaniała niekiedy tę wolność. Administracya, czując się niepewną i świeżą, była bojaźliwa, skoro tylko napotykała na najmniejszy opór.
Wśród przywilejów, przesądów i fałszywych pojęć, stojących na przeszkodzie do wytworzenia wolności regularnej i dobroczynnej, nie mało było takich, które popierały duch niepodległości wśród obywateli i zachęcały do walki z nadużyciami władzy.
Szlachta gardziła klasą urzędniczą, chociaż niekiedy zwracała się do niej. Zachowała ona resztę dumy swoich przodków; nie bardzo oni cenili wolność ogólną, lecz nie godzili się na to, by ręka rządu ciążyła na nich. W chwili, gdy zaczyna się Rewolucya, szlachta skazana na zagładę razem z tronem, występuje nierównie samodzielniej i przemawia śmielej niż stan trzeci, który ma obalić monarchię. Szlachta domaga się prawie wszystkich rękojmi przeciw nadużyciu władzy, które cechowały późniejsze rządy reprezentacyjne.
Duchowieństwo, które później tak często ulegało w sposób służalczy władzy cywilnej, było wówczas jedną z najbardziej niezależnych warstw społecznych, a jedyną, której swobody wypadało szanować. Prowincye utraciły swoje wolności, miasta zachowały zaledwie ich cień; dziesięciu ze szlachty nie mogło się zgromadzić do jakiejkolwiek sprawy bez pozwolenia króla, kościół zaś zachował we Francyi do końca swoje zgromadzenia peryodyczne. W jego obrębie władza kościelna miała swoje granice, które były w poszanowaniu. Niższe duchowieństwo miało poważne rękojmie przeciw tyranii swoich przełożonych, a brak ślepego posłuszeństwa względem biskupów, nie wprawiał go do takiegoż wobec króla. Obok tego