Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/014

Ta strona została skorygowana.

ność znajdował on teraz w tym widoku, egipcyanka wyjawiała mu bowiem wszystkie znakomite, głośne nazwiska, kryjące się pod temi kostiumami, których rozmaitość i fantastyczność tak były zabawne. Ten psiarek, z krótkim biczykiem przewieszonym przez ramię, był to Jadin; dalej, wytarta sukmana proboszcza wiejskiego, służyła za przebranie staremu Isabey, który, żeby się podwyższyć, włożył talię kart w swe trzewiki ze sprzączkami.
Ojciec Corat uśmiechał się z pod ogromnego daszka od czapki inwalida. Wskazała mu także Tomasza Courture, przebranego za buldoga, Jundta — za dozorcę galerników, Chama — za ptaka z wysp.
Było też kilka kostiumów historycznych, poważnych: Murat w pióropuszach, Książe Eugeniusz, Karol I. — których przedstawiali najmłodsi z malarzy, jaskrawo uwydatniając różnicę pomiędzy dwoma pokoleniami artystów; późniejsi są zimni, surowi, z twarzą giełdowicza, przed wcześnie pooraną zmarszczkami, tem piętnem wyłącznej myśli o sprawach pieniężnych; tamci ci zaś to chałaśliwe, lekkomyślne, wyuzdane trzpioty.