sięcznych trudach, po nocach przespanych w namiocie, po gorączkowych przeprawach przez piaski i bagna, przyjeżdżał na czas wielkich upałów do tego domu przy ulicy de Rome, który zbudowany był według jego planu i urządzony jako pałac letni. Zgromadzał on tam inteligentnych mężczyzn i ładne dziewczęta, żądając od cywilizacyi, by mu dała w ciągu kilku tygodni, najbardziej ożywiającą i najsmaczniejszą swą cząstkę.
„Déchelette przyjechał...“ Wieść ta rozchodziła się po pracowniach, skoro tylko ujrzano, że nad oszklonym frontem pałacu, podniosła się olbrzymia płócienna zasłona, nakształt teatralnej kurtyny.
Było to oznaką, że się zaczną zabawy, że przez dwa miesiące, grzmieć będzie muzyka, będą tańce i uczty, odbijając od głuchej odrętwiałości, jaka zazwyczaj w tej stolicy Europy, podczas willedżiatur i kąpieli morskich panuje.
Osobiście, nie odgrywał żadnej roli w bachanaliach, odbywających się u niego dniem i nocą. Ten niezmordowany hulaka, zachowywał wśród uciech, szał na zimno, miał spojrzenie niepewne, uśmiechnięte, jakby pod wpływem haszyszu, a obok tego — niczem niezamącony spokój i trzeź-
Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/016
Ta strona została skorygowana.