skwapliwie przystał, gdyż był ciekawy słynnego artysty i pochlebiało mu to, że zasiądzie przy jego stole.
Caoudal, wielki elegant, w niedbanem na pozór ubraniu, w którem jednak wszystko było obrachowane, począwszy od krawatu z crêpe de chine białej, aby się jaśniejszą zdawała cera, poorana zmarszczkami i pełna krost, skończywszy na surduciku leżącym obciśle na giętkiej jeszcze i muskularnej figurze, Caoudal wydał mu się starszym, aniżeli na balu u Déchelette’a.
Ale co go zdziwiło, a nawet i podrażniło trochę, to poufały ton, w jakim się odzywał rzeźbiarz do jego kochanki. Nazywał ją „Fanny“ i mówił jej „ty“. „Wiesz... — powiedział, kładąc swój sztuciec na ich obrusie — jestem wdowcem od dwóch tygodni. Marya opuściła mię dla Morateura. Z początku nie bardzo mię to obeszło; dopiero dziś rano, gdym wszedł do pracowni, opanowało mnie zniechęcenie... Nie mogłem nic robić... Porzuciwszy moją grupę, wybrałem się za miasto na śniadanie... ale to się na nic nie zda, jeśli człowiek ma siedzieć sam jeden... Jeszcze jedna chwila, a byłbym szlochał nad swą potrawką z królika.
Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/031
Ta strona została skorygowana.