Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/033

Ta strona została skorygowana.

Caoudal, przeciwnie, cały oddany przeszłości, popijając sotern, opisywał swe świetne czasy, młodość krzepką, miłostki, hulanki, wycieczki za miasto, bale w operze, artystyczne zajęcie w pracowni, walki i zwycięztwa. Ale gdy się obrócił ku nim, z okiem błyszczącem od płomieni, tylko co dotykanych, okazało się, że go nie słuchali, zajęci winnem gronem, którego ziarnka, przy ustach sobie nawzajem skubali.
— Jakież to płaskie, co wam tu prawię... Ale owszem... owszem... nudzę was... Ach, bodajże... głupia rzecz, być starym. — Podniósł się i cisnąwszy serwetę „śniadanie dla mnie, ojcze glois!“ — zawołał na restauratora.
Odszedł smutno, powłócząc nogami, jakby nurtowany bólem nieuleczalnym. Zakochana para długo ścigała wysoką jego postać, którą nachylał pod złocistym liściem jesiennym.
— Biedny Caoudal... prawda, że się starzeje — szepnęła Fanny, ze słodkiem politowaniem a gdy Gaussin zaczął się oburzać, że ta Marya, ladajaka dziewczyna, modelka, może sobie żartować z cierpień takiego Caoudala, przekładając nad wielkiego artystę... kogo?... Morateura, bazgracza bez talentu, za którym przema-