Jan pozostał sam jeden w saloniku, gdzie półokrągłe i nizkie okna, przysłonięte były firankami z błękitnego jedwabiu, który pokrywał również sofę i kilka sztuk mebli lakowych. Na ścianach, trzy czy cztery krajobrazy udzielały tej materyi wesołości i powietrza, a każdy z nich zaopatrzony był jakąś dedykacyę: „Dla Fanny Legrand“... albo: „Dla mojej drogiej Fanny“...
Na kominku, stała wpół naturalnej wielkości, marmurowa „Safo“ Caoudala. Bronzowy jej odlew napotyka się wszędzie, więc i Gaussin od dzieciństwa widywał go w gabinecie swego ojca. Przy świetle jedynej świecy, postawionej obok postumentu, dostrzegł on podobieństwo uszlachetnione i niejako odmłodzone, tego dzieła sztuki z jego kochanką. Te linie profilu, ten falujący układ kibici pod draperyą, ta pulchna okrągłość rąk oplatających kolana, były ma znane, dobrze znane. Pochłaniał je okiem, uprzytomniając sobie czulsze wrażenia.
Fanny, zastawszy go wpatrzonego w posąg, odezwała się doń lekkim tonem „Przypomina mię to, nieprawda?... Modelka Caoudala, była podobną do mnie“.
Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/035
Ta strona została skorygowana.